Potężne wichury i intensywnie padający deszcz spustoszyły w sobotę nowozelandzką Wyspę Północną. O tym, jak silnie wiało, przekonali się nie tylko ci, których domy zostały zniszczone, lecz także pewien pływający po Morzu Tasmańskim żeglarz.
Nowozelandzka telewizja publiczna poinformowała, że w wyniku niszczycielskiej działalności wiatru (którego prędkość sięgała nawet 150 km/h), na Wyspie Północnej zniszczonych zostało około 50 domów. Ich ściany zawalały się, a blaszane dachy, zerwane przez wiatr, dosłownie latały w powietrzu.
Na szczęście nikt nie został ranny.
Żeglarz uratowany
Wichura rozszalała się nie tylko na lądzie, lecz także na morzu. Alan Brown, żeglujący samotnie po okolicznych wodach w sobotni poranek, najlepiej przekonał się, jak była silna - jego jachtem targały 9-metrowe fale.
- Nadciągały jedna za drugą, sam nie miałbym szansy wyjść z tego cało - mówi.
Służby ratunkowe, które ruszyły na pomoc żeglarzowi uznały, że bezpieczniej będzie go ratować nie z jachtu, a z tratwy ratunkowej.
Akcja udała się, a Browna, już na suchym lądzie, przywitała rodzina.
Autor: map/mj / Źródło: Reuters TV