Książę Harry, podczas podróży po Afryce, przybył do Botswany, gdzie przez lata trwała nieustająca deforestacja. Wziął udział w akcji sadzenia baobabów.
Jak sam przyznał, w Botswanie pojawia się od kilkunastu lat - od śmierci swojej matki księżnej Diany. Jest to nie tylko jego miejsce ucieczki - jak twierdzi - ale i kraj, gdzie ma cel do zrealizowania.
- Zacząłem się tu pojawić w 1997 czy 1998 roku po śmierci mojej matki. To było dobre miejsce, żeby oderwać się od tamtej rzeczywistości. Teraz czuję się silnie związany z Botswaną i całą Afryką - powiedział w rozmowie z CNN.
Obieg pozytywnej energii
Jak powiedział konserwator przyrody Mike Chase od księcia Harry'ego bije zaraźliwy optymizm, który roznosi się teraz po całym regionie.
Odnosząc się do słów przyrodnika, książę odparł, że swoją pozytywną energię czerpie z kolei od tutejszych mieszkańców - w ten sposób powstaje "obieg zamknięty".
- Nikt nie może zaprzeczać nauce, bo wtedy będziemy mieli kłopoty. W różnych krajach dzieci strajkują w obronie klimatu. To sytuacja alarmowa, wyścig z czasem, który na razie przegrywamy, i wszyscy o tym wiedzą - powiedział książę.
PKB rośnie, lasy się kurczą
W 1966 roku Botswana uzyskała niepodległość spod panowania Wielkiej Brytanii. Była wtedy jednym z najbiedniejszych krajów świata. Odkrycie złóż diamentów sprawiło, że PKB gwałtownie wzrósł, jednak kraj ten w dalszym ciągu jest uważany za słabo rozwinięty.
Według raportu Organizacji Narodów Zjednoczonych, rozwój ekonomiczny Botswany przyczynił się do wzrostu liczby ludności, a to z kolei do zwiększenia zapotrzebowania na drewno i deforestacji.
Autorzy raportu mają jednak nadzieję, że poprawa jakości życia i większe możliwości na rynku pracy doprowadzą do pojawienia się nowych źródeł energii i tym samym zapobiegną wylesianiu. Podobny efekt ma przynieść rozwój nowych technologii w rolnictwie.
Autor: ml/rp / Źródło: www.fao.org, CNN
Źródło zdjęcia głównego: PAP/EPA/DOMINIC LIPINSKI / PA PHOTOS / POOL