Opuszczone domy, pozamykane sklepy i puste ulice - to nie filmowa dekoracja, ale miasto Picher w amerykańskim stanie Oklahoma. Prawie trzydzieści lat temu zostało ono uznane za jedno z najbardziej skażonych miejsc w USA. Przed trzema laty mieszkańcy zdecydowali się opuścić miasteczko. Swojej małej ojczyzny nie chciało opuścić tylko kilku z nich.
Picher było małą miejscowością, która swój rozwój zawdzięczała bogatym złożom ołowiu i cynku. Z wydobywanych tam metali produkowano m.in. naboje wykorzystywane przez amerykańskich żołnierzy podczas I i II Wojny Światowej. W punkcie kulminacyjnym rozwoju miasta żyło w nim ponad 14 tys. mieszkańców.
Toksyczne hałdy
To, co przez lata było dobrodziejstwem Picher - kopalnie - stało się przyczyną jego upadku. Ogromne hałdy górnicze były skażone ołowiem i cynkiem. Podmuchy wiatru rozwiewały je wraz z pyłem po okolicy powodując stopniową degradację środowiska. Do tego stopnia, że na początku lat 80 federalna agencja ochrony środowiska (Environmental Protection Agency) uznała miasto i okoliczny teren o powierzchni 40 mil kwadratowych za jedno z najbardziej skażonych miejsc w Stanach Zjednoczonych.
Początkowo obawiano się głównie skażonej, zabarwionej na rdzawy kolor wody. Późniejsze badania wykazały, że problem jest znacznie bardziej poważny. W połowie lat 90. stwierdzono, że co trzecie dziecko w mieście ma podwyższony poziom ołowiu we krwi. Powodowało to m.in. problemy w rozwoju, dzieci miały kłopoty z nauką, często nie kończyły szkoły.
Koniec historii
W końcu władze zdecydowały, że miasto w ogóle nie nadaje się do mieszkania. W 2009 roku mieszkańcy zostali zmuszeni do przeprowadzki. Na miejscu zostało tylko kilku z nich, którzy za żadną cenę nie chcieli się wyprowadzić. Zamieszkałych jest kilka domów i wciąż funkcjonuje apteka - jedyny sklep w mieście.
Autor: rs//kdj / Źródło: PAP/EPA, "LA Times"
Źródło zdjęcia głównego: EPA