Punktualnie o godzinie 11 wystartowała rakieta Vega, wynosząc w kosmos pierwszego polskiego satelitę. Godzinę później, zgodnie z planem, PW-Sat odłączył się od Vegi. Udało się też nawiązać pierwszy kontakt z pierwszym polskim satelitą.
PW-Sat, bo tak nazywa się urządzenie zbudowane przez studentów Politechniki Warszawskiej przy wsparciu Centrum Badań Kosmicznych PAN, został wystrzelony w kosmos w poniedziałek o godz. 11.00.
Około godziny 13 polska stacja naziemna odebrała pierwsze sygnały z polskiego satelity PW-Sat, który przesyła tylko dane telemetryczne.
- Satelita znalazł się w zasięgu naszej stacji naziemnej i udało się odebrać sygnał od PW-Sat. Mamy zatem potwierdzenie, że działa na orbicie. - powiedział dr Andrzej Kotarba z Centrum Badań Kosmicznych PAN. Kolejny przelot nastąpił po godzinie 15 i wtedy także udało się nawiązać łączności z satelitą.
Rakieta z pierwszym polskim satelitą wystartowała z kosmodromu w Kourou w Gujanie Francuskiej, z którego korzysta Europejska Agencja Kosmiczna (ESA). To ona wzięła na siebie misję wyniesienia polskiego urządzenia.
Polski satelita odłączył się od czwartego stopnia rakiety po około godzinie od startu z powierzchni Ziemi, na wysokości prawie 1500 km. Mniej więcej po dwóch godzinach od startu rozwinął antenę i satelita zaczął przesyłać dane telemetryczne do naziemnej stacji łączności.
Ma zapobiec zaśmiecaniu orbity
Pierwszy polski satelita jest niewielki. Należy do rodziny satelitów nazywanej CubeSat (od angielskiego cube - sześcian), które zwykle mają bok długości ok. 10 cm. Polski "sześcian" ma wymiary 10x10x11,3 cm.
- Głównym celem satelity jest deorbitacja, czyli usunięcie konstrukcji z orbity. To poważny problem. Kosmiczne śmieci, czyli obiekty pędzące z gigantyczną prędkością rzędu kilkudziesięciu kilometrów na sekundę, stanowią zagrożenie dla konstrukcji, np. mogą uszkodzić satelity komunikacyjne - mówi Adam Okniński ze Studenckiego Koła Astronautycznego Politechniki Warszawskiej.
- Chodzi o to, żeby nasz satelita się zniszczył, spalił. Normalnie orbitowałby przez około cztery lata na niskiej orbicie okołoziemskiej. Pracujemy nad nową technologią, wysuwanym metalowym ogonem, który znacznie zwiększy opór. Będzie on na tyle duży, że spadnie prędkość i wysokość satelity, dzięki czemu spali się w ciągu roku, a nie czterech lat - opisuje Okniński.
- Satelita nie będzie sprzątał tego, co jest, a zapobiegnie powstawaniu nowych śmieci - mówi Andrzej Kotarba z CBK PAN.
Kilkaset tysięcy groźnych odpadków
Tych najgroźniejszych, liczących sobie co najmniej 10 cm śmieci, jest około 16 tysięcy. Badacze kosmosu nie przestają ich monitorować. Groźne mogą być również odpadki kilkucentymetrowe, a tych jest już nawet do pół miliona.
- Jeśli nadal będzie ich przybywać, niewykluczone, że w ciągu kilkudziesięciu lat nie będzie można wysłać w kosmos żadnego satelity bezzałogowego. Człowiek nie poleci z misją natomiast nawet przez 200 lat - tłumaczy Okniński.
Autor: map//ms,rs / Źródło: tvnmeteo.pl, TVN Meteo, PAP