Ze względu na wyjątkowe, widoczne z kosmosu bogactwo powierzchniowych wód, Ziemia jest nazywana Błękitną Planetą. To określenie może zyskać dodatkowe znaczenie, bo amerykańscy geolodzy ogłosili, że głęboko w jej wnętrzu znajdują się gigantyczne masy wody. Ten podziemny "ocean", objętością trzykrotnie przewyższający wszystkie naziemne zasoby, jest jednak zamknięty w chłonnym niebieskim minerale nazywanym ringwoodytem.
Ziemia jest dość mokrym miejscem, zwłaszcza jeśli porównamy ja z innymi skalistymi planetami. W Układzie Słonecznym jest co prawda kilka obiektów, np. jeden z księżyców Jowisza - Europa, które zawierają większą ilość wody niż Błękitna Planeta, gdzie pokrywa ona 71 proc. jej powierzchni. Dla życia na naszej planecie woda jest kluczowa - stwierdzono je wszędzie tam, gdzie natrafiono na jej ślady.
Woda z obrzeży Układu Słonecznego
W tym kontekście ekscytujące jest najnowsze odkrycie geologów z Northwestern University w amerykańskim Evanston. Ogłosili oni, że głęboko pod powierzchnią ziemi istnieją gigantyczne zasoby wody o objętości trzykrotnie większej niż objętość wszystkich ziemskich oceanów. Znajduje się na głębokości około 700 km.
To odkrycie może pomóc wyjaśnić pochodzenie wody na naszej planecie, a co za tym idzie - pochodzenie życia. Według najbardziej znanej obecnie teorii źródłem - nomen omen - wody dla Ziemi mogła być asteroida lub kometa. Łączy się to z przypuszczeniem, że pierwotne wewnętrzne obszary Układu Słonecznego były zbyt nieprzyjazne dla wszelkiego rodzaju wody, bo intensywne światło ultrafioletowe emitowane przez młode Słońce rozbijało jej cząsteczki, pozbawiając je wodoru.
To doprowadziło naukowców do przypuszczenia, że woda w postaci lodu powstała w zewnętrznych rejonach Układu Słonecznego, a później obiekty, na których się znajdowała (komety lub asteroidy), zderzyły się z Ziemią, wzbogacając jej skład chemiczny.
Oceany wysączyły się z podziemi
Ustalenia amerykańskich naukowców wspierają te teorię, wskazując że oceany stopniowo wypływały czy wysączały się z wnętrza młodej Ziemi. Co więcej, wynika z nich, że cząsteczki wody zostały uwięzione w minerałach płaszcza ziemskiego, znajdujących się głęboko pod powierzchnią planety, a następnie wracały do obiegu pod wpływem ruchów tektonicznych.
- Myślę, że w końcu mamy dowód istnienia cyklu wodnego obejmującego całą Ziemię, który może wyjaśnić istnienie ogromnych ilości wody na naszej planecie. Naukowcy od dziesięcioleci poszukiwali tych zaginionych głębinowych wód - skomentował geofizyk Steve Jacobsen z zespołu naukowców, którzy dokonali odkrycia.
Jeśli wyobraźnia podsuwa nam w tym momencie obraz gigantycznego oceanu falującego pod masami gruntu, musimy go zweryfikować. Obraz błękitnej wodnej tafli powinniśmy zastąpić... minerałem o takim kolorze. Według naukowców te podziemne masy wody są zamknięte w ringwoodycie - występującej w płaszczu ziemskim formie oliwinu o niebieskiej barwie.
Niebieski minerał jak gąbka
- Ringwoodyt jest jak gąbka wchłaniająca wodę. Jest coś bardzo specjalnego w jego strukturze krystalicznej, co pozwala przyciągać wodór i więzić wodę. Ten minerał może zawierać dużą jej ilość w warunkach, jakie panują głęboko w płaszczu - wyjaśniał Jacobsen.
On i jego koledzy dokonali odkrycia dzięki wykorzystaniu 2 tys. sejsmometrów, za pomocą których zbadali fale sejsmiczne wygenerowane przez ponad 500 trzęsień ziemi. Fale te przechodziły przez wnętrze Ziemi, a naukowcy mierzyli ich prędkość na różnych głębokościach, dzięki czemu mogli rozpoznać różne typy skał znajdujących się na ich trasach. W ten sposób zidentyfikowali obecność ringwoodytu na głębokości 700 km.
Te badania na razie wykazały jego obecność pod terytorium USA. Jacobsen uważa, że pokłady tego minerału tworzą pierścień we wnętrzu Ziemi, i chce udowodnić ich obecność również w innych rejonach planety.
Autor: js/mj / Źródło: fromquarkstoquasars.com
Źródło zdjęcia głównego: Wikipedia/CC-BY/Jasperox, NASA