Poziom wód Atlantyku między Cape Hatteras a Cape Code na wschodnim wybrzeżu Stanów Zjednoczonych gwałtownie się podnosi. Proces zachodzi z szybkością, jakiej nie zaobserwowano nigdzie indziej na świecie - podaje amerykańska agencja naukowo-badawcza USGS. Stwarza to zagrożenie dla nadbrzeżnych, gęsto zaludnionych miast.
Według naukowców USGS, za gwałtowny wzrost poziomu wody na tysiąckilometrowym odcinku wschodniego wybrzeża odpowiada zmiana klimatu.
Według ich obliczeń, wzrost następuje nawet cztery razy szybciej niż średnia światowa, co w 2100 roku może doprowadzić do zalania głównych amerykańskich miast.
Zagrożone są m.in. Boston, Providence, Nowy Jork, Filadelfia i Boltimore. Niebezpieczeństwo istnieje już teraz, zwłaszcza gdyby powstał sztorm na tyle silny, by był w stanie wepchnąć oceaniczne wody w głąb lądu.
Problem rodzi się na Arktyce
- Jedną z przyczyn przyspieszonego wzrostu poziomu Oceanu Atlantyckiego wzdłuż wschodniego wybrzeża USA jest widoczne spowolnienie prądów morskich, m.in. Golfsztormu - mówi autor badania nad wzrostem poziomu mórz, Asbury Sallenger Jr.
Z kolei samo spowolnienie wynika z topnienia grenlandzkich lodowców i wydostawania się świeżej wody prosto do oceanu, co zmniejsza jednocześnie stopień zasolenia wód.
Naukowcy apelują o stworzenie zintegrowanego planu zapobiegania wzrostowi poziomu mórz i przygotowanie mieszkańców nadbrzeżnych aglomeracji na możliwe zmiany, które ten wzrost przyniesie.
Autor: mm/mj / Źródło: Reuters