Samochód sunie po tafli zbiornika wodnego - takie można odnieść wrażenie, oglądając nagranie uchwycone przez Jamesa Weedinga. Rzeczywistość jest zupełnie inna. To zalana droga i łąka w wyniku powodzi, która nawiedziła północno-zachodnią część Australii.
Choć na pierwszy rzut oka może być trudno w to uwierzyć, na nagraniu nie widać morza ani żadnego innego akwenu. Woda pokrywająca cały horyzont pojawiła się po wystąpieniu potężnej burzy, a w efekcie - powodzi błyskawicznej - nad Wyżyną Kimberley w północno-zachodniej Australii.
Ratował turystów, nie wiedział gdzie jest droga
James Weeding, właściciel firmy oferującej wycieczki nieutartymi szlakami, Kimberley Wild Expeditions znajdował się we właściwym miejscu, we właściwym czasie. Wyposażony w samochód terenowy z napędem cztery-na-cztery mógł "uratować" turystów, którzy utknęli w podnoszącej się wodzie.
- Płaszczyzna jest cała pokryta trawą, zazwyczaj pełną pasącego się bydła. Drogę zamknięto kilka godzin później - relacjonował Weeding. Dodał również, że podczas jazdy widział przebłyski białych linii, wyznaczające pasy ruchu, jednak w rzeczywistości często nie wiedział, gdzie jest droga.
Niewyobrażalne opady
Wszystko działo się w okolicy niecałe 50 kilometrów od Broome, nadmorskiego kurortu. Lokalne media podały, że w ciągu jednej doby, do wtorkowego poranka na miasto spadło aż 450 litrów wody na każdy metr kwadratowy.
Autor: ao/aw / Źródło: Reuters