W 60. rocznicę pierwszego wejścia na Mount Everest najwyższą górę świata zdobył Polak. Mężczyźnie, dla którego była to pierwsza wizyta w Himalajach, przyświecały słowa: "obawa przed przegraną doprowadzi cię na szczyt".
Polakiem, który zdobył Mount Everest równo 60. lat po tym, jak zrobił to Edmund Hillary, był Piotr Cieszewski, który tak opisywał swoje wrażenia w czwartek na antenie TVN24:
- Wszystko się udało, wszystko poszło zgodnie z planem i było, bym powiedział magicznie, jakoś tak bajkowo. Masa emocji, niesamowity widok. (...) Widziałem wschód słońca nad Himalajami, widziałem wierzchołek, który był moim marzeniem od wielu lat i, powiem szczerze, że łzy stanęły mi w oczach - mówił.
Marzenie od dzieciństwa
Po raz pierwszy Cieszewski zapragnął wejść na najwyższy szczyt świata po tym, jak przeczytał książkę opisującą sukces Hillary'ego. - To był początek marzenia - przyznał, zaznaczając jednocześnie, że zdecydował się na spełnienie go po 10 latach pracy w korporacji. Fakt, że może wejść na Czomolungmę w tak szczególnym dniu, jakim miał być 29 maja 2013 roku, dodatkowo go zmotywował.
Cieszewski nigdy nie wspinał się na himalajskie szczyty. - Nic nie zwiastowało, że ja wejdę. Nie mogłem się wykazać doświadczeniami w Himalajach, na tak wysokich szczytach - opowiadał.
Droga po trupach?
- Chciałem powiedzieć prawdę o Evereście. (...) Słyszałem rzeczy, które mnie przerażały. Po pierwsze, że tam są ciała tych osób (które zginęły po drodze na Mount Everest - przyp. red.), że się idzie w tych ciałach. Muszę powiedzieć, że od strony południowej, a sam szedłem stroną południową jak pierwsi zdobywcy, nie ma ciał. Mijałem jedno ciało faktycznie, ale był to wspinacz, który zmarł dzień wcześniej - opowiadał z wyraźnym przejęciem.
Kolejną rzeczą, której bał się Cieszewski, to tłok na szczycie.
- To była informacja, której się bałem, którą mnie straszono: że ten tłok spowoduje, że ja będę tam czekał i marzł, że w ogóle to może spowodować, że nie wejdę - mówił.
Okazało się, że także opowieści o tłoku na Mount Evereście nie są prawdą. Cieszewski opowiadał za to, jak mało miejsca jest na szczycie - przyrównał jego powierzchnię do stołu w studiu TVN24.
Nie warto uczyć się przegrywać
Co pozwoliło wejść Cieszewskiemu na szczyt?
- Mam 40 lat, gdzieś tam pracowałem, gdzieś tam byłem. Nie zawsze się udaje, słyszałem: musisz się nauczyć przegrywać. To jest bzdura, ktoś wymyślił ten frazes - mówił Cieszewski podkreślając, że nie warto uczyć się przegrywać. I że to właśnie obawa przed przegraną doprowadziła go na szczyt. Z którego zresztą przyniósł w prezencie dla redakcji TVN24 kamyk.
Autor: map/rs / Źródło: tvn24
Źródło zdjęcia głównego: everest60lat.pl