- To nie żart. Wasze życie jest zagrożone - powiedział burmistrz Nowego Jorku, Michael Bloomberg. - To wcale nie jest urocze mówić: "Jestem silniejszy niż huragan" - dodał. Mimo tak ostrych słów, zagrożenia życia i nakazu ewakuacji, sporo mieszkańców dzielnic Nowego Jorku postanowiło zostać w domach.
370 tysięcy mieszkańcow z najbardziej zagrożonych części Nowego Jorku dostało nakaz ewakuacji ze swoich domostw na czas nadejścia huraganu Irene. Burmistrz miasta, Michael Bloomgerg wielokrotnie podkreślał w swoich oświadczeniach, jak poważna jest sytuacja. - Zostawanie w tyle jest niebezpieczne, głupie i niezgodne z prawem - zastrzegał.
Zostają w domu, nie widzą powodu do paniki
Jednak wielu nowojorczyków nie przejęła się zbytnio słowami burmistrza i postanowiła zostać w domu.
- Większość osób zostaje w domu - stwierdził Michael Nelson, radny Nowego Jorku. - W mojej dzielnicy 50 tysięcy osób dostało nakaz ewakuacji, a nie widziałem w związku z tym większego poruszenia - dodał polityk, który zamieszkuje Brighton Beach (nadbrzeżna dzielnica miasta - red.).
Spokój i cisza
Podobnie ma się sytuacja na Connie Island. Według agencji informacyjnych w dzielnicy jest spokojnie i nie było żadnych oznak "masowego eksodusu". Nawet samochody w większości nie zostały zabezpieczone i stoją, jak zazwyczaj, zaparkowane wzdłuż chodnika.
Na tym nie koniec. Mieszkańcy Long Island zamiast ewakuować się z zagrożonego terenu, postanowili urządzić "huraganową wyprzedaż".
W historii Nowego Jorku nigdy jeszcze nie zarządzono przymusowej ewakuacji z miejsca zamieszkania. O godzinie 18 czasu polskiego stanęło metro, zamknięto też lotniska. Huragan Irene nad Big Apple ma dojść w niedzielę rano czasu lokalnego.
Autor: xyz//aq / Źródło: Reuters