Prezydent Malawi, państwa we wschodniej Afryce, ogłosił stan klęski żywiołowej po tym, jak powodzie zrujnowały południowe regiony kraju. Żywioł pozbawił życia blisko 50 osób, a około 70 tys. straciło dach nad głową. Zniszczenia są ogromne - władze obawiają się, że stojąca woda może sprzyjać wybuchowi epidemii wirusa cholery.
Malawijski prezydent Peter Mutharika ogłosił stan klęski żywiołowej w odpowiedzi na rozległe powodzie, które ciężko doświadczyły południe kraju. Przyczyną katastrofy naturalnej są utrzymujące się od kilku dni obfite opady deszczu.
Gigantyczne straty i ofiary
Straty są dotkliwe - żywioł zabił 48 osób i pozbawił dachu nad głową około 70 tys. ludzi. Zrujnowane są również uprawy, ponieważ woda stoi na polach uprawnych.
Wielu ludzi - zwłaszcza osoby utrzymujące się z uprawy - boi się, że zbiory będą dramatycznie złej jakości, o ile w ogóle będzie co zbierać. Region słynie bowiem z uprawy kukurydzy zwyczajnej, będącej podstawowym pokarmem zarówno dla zwierząt, jak i ludzi.
Będzie jeszcze gorzej?
Eksperci monitorujący sytuację pogodową nie mają dobrych wieści dla dotkniętego klęską państwa we wschodniej Afryce.
Zdaniem synoptyków w przeciągu dwóch, trzech tygodni na malawijskim niebie znów zbiorą się deszczowe chmury. Przyszłe opady także mogą powodować rozległe powodzie.
Groźba cholery
Niekorzystna sytuacja - stojąca woda, ofiary śmiertelne i ogromna grupa pozbawionych dachu nad głową i dorobku całego życia ludzi - są czynnikami niepokojąco sprzyjającymi do wybuchu epidemii. Władze obawiają się rozprzestrzeniania się wirusa cholery.
Najgorsza w historii afrykańskiego kraju epidemia wybuchła podczas suszy na przełomie lat 2001 i 2002, gdy zachorowało około 33 tys. osób. Tysiąc chorych nie pokonało choroby i zmarli; w większości były to dzieci.
Autor: mb/mk / Źródło: Reuters TV