Challenger, Apollo, Columbia... to tylko niektóre z misji, których zakończenie okazało się katastrofą. Lot w kosmos nieodłącznie wiążą się ze śmiertelnym niebezpieczeństwem, ale tylko część astronautów zginęła w przestrzeni kosmicznej, większość wypadków zdarzyła się krótko po starcie lub podczas lądowania.
Pierwszą misją kosmiczną z tragicznym końcem było Sojuz 1 (1967). Misja ta od samego początku borykała się z problemami technicznymi, dlatego zdecydowano o jej przerwaniu i powrocie astronauty Władimira Komarowa na Ziemię. Okazało się jednak, że spadochron, który miał umożliwić bezpieczne lądowanie był niesprawny. Komarow rozbił się na powierzchni Ziemi.
Niektóre źródła twierdzą, że zarówno sam kosmonauta jak i ci, którzy tę misję zorganizowali wiedzieli o niebezpiecznych usterkach, jednak sowieckie kierownictwo zignorowało ostrzeżenia. Nagranie ostatniej rozmowy Komarowa z kontrolą naziemną dowodzą, że astronauta "krzycząc ze wściekłości" obwiniał inżynierów za wady statku kosmicznego.
Śmierć była zaskoczeniem
Kolejną śmiertelną misją, również sowiecką był Sojuz 11. Uczestniczyło w niej trzech astronautów: Gieorgij Dobrowolski, Wiktor Pacajew i Władisław Wołkow. Wszyscy zginęli 19 czerwca 1971 roku podczas powrotu na Ziemię ze stacji kosmicznej Salut 1. Ich śmierć zaskoczyła wszystkich, ponieważ lądowanie z pozoru wyglądało na udane.
Przeprowadzone śledztwo wykazało, że podczas manewru lądowania na wysokości około 168 km nieoczekiwanie otworzył się zawór wyrównujący ciśnienie, który powinien otworzyć się w momencie, gdy statek znajdowałby się około 5 km nad powierzchnią. W kabinie natychmiast spadło ciśnienie. Załoga zginęła w ciągu kilku sekund od otwarcia zaworu. Uważa się, że trzej radzieccy kosmonauci, którzy zginęli w tej katastrofie, są jedynymi osobami, jakie zginęły w przestrzeni kosmicznej.
Katastrofa w TV
28 stycznia 1986 roku, krótko po starcie doszło do eksplozji promu kosmicznego Challenger. Katastrofę można było zobaczyć "na żywo" na ekranach telewizorów, ponieważ start Challenger był transmitowany przez stacje telewizyjne. Trzeba dodać, że początek misji tego statku przyciągnął więcej ludzi niż zwykle, ponieważ na jego pokładzie znajdowała się nauczycielka, która miała poprowadzić zajęcia z przestrzeni kosmicznej.
Katastrofa wryła się w pamięci zbiorowej. - To, co sprawiło, że Challenger był unikalny to to, że widzieliśmy, co się stało. Cały czas mogliśmy patrzeć na to, co się tam dzieje - opowiada James Hansen, historyk kosmosu z Uniwersytetu w Auburn.
Śmierć 7 osób
Siedemnaście lat po tragedii Challengera doszło do kolejnej na amerykańskiej ziemi. Tym razem rozpadł się prom kosmiczny Columbia, który wracał z przestrzeni kosmicznej.
Columbia uległ zniszczeniu z powodu uszkodzenia osłony termicznej na krawędzi lewego skrzydła. Uszkodził je fragment pianki osłaniającej zbiornik zewnętrzny wahadłowca, który oderwał się chwilę po starcie. W efekcie, gdy Columbia wracał na Ziemię i przechodził przez termosferę, gorące gazy zaczęły przedostawać się do środka. Kiedy prom zaczął wchodzić w atmosferę, eksplodował - zginęło siedem osób załogi.
Apollo
Niezwykle tragiczne okazały się również misje Apollo. Chociaż podczas samych lotów kosmicznych nie zginął żaden astronauta, to jednak wypadki zdarzały się podczas przygotowań do misji.
Astronauci Apollo 1: Gus Grissom, Edward White II i Roger Chaffee ponieśli śmierć podczas tzw. "nieryzykownych" testów przedstartowych modułu dowodzenia, który uległ zniszczeniu w wyniku pożaru. Dym udusił załogę, a ogień spalił ich ciała.
Wypadek ten spowodował, że zaczęto zastanawiać się nad przerwaniem misji Apollo, jednak w ostateczności zmieniono projekt i procedury i rozpoczęto pracę nad kolejnymi misjami.
Podczas kolejnych przygotowań do misji Apollo, w 1967 roku astronauta Michael Adams zginął w katastrofie samolotu-rakiety X-15. Adams wzbił się na wysokość ponad 80 km, dlatego okoliczności jego śmierci uważane są przez niektórych za lot kosmiczny.
"Houston, mieliśmy problem"
Trzecia misja programu Apollo, której plan zakładał lądowanie na Księżycu, nie tylko nie spełniła celu, a dodatkowo okazała się być walką o życie załogi. Na szczęście zakończyła się sukcesem. Wszystko dzięki szybkiemu myśleniu i działaniu, którego zabrakło w innych katastrofach.
Co było przyczyną katastrofy? Eksplozja zbiornika tlenu, która zniszczyła moduł serwisowy i uniemożliwiła lądowanie na Księżycu. Aby wrócić na Ziemię, astronauci musieli w odpowiedni sposób wykorzystać grawitację naturalnego satelity.
Jak wynika z doniesień, po eksplozji zbiornika, Jack Swigert, pilot modułu dowodzenia wypowiedział słynne zdanie: "Houston, mieliśmy problem", które na potrzeby hollywoodzkiej produkcji zostało nieco zmienione.
Inne wypadki
Pomimo wielu zagrożeń ze strony niedopatrzeń i techniki, statki kosmiczne spotykają się również z innymi zagrożeniami. W 1969 roku piorun dwukrotnie uderzył w jeden statek - Apollo12, Miało to miejsce 36 i 52 sekundy po starcie. Na szczęście dalsza część misji przebiegła bez zakłóceń.
Niebezpieczne zakończenie miała też misja Woschod 2. Zgodnie z planem, manewr lądowania miał rozpocząć się podczas 17 okrążenia Ziemi. Jednak wskutek defektu jednego z czujników, trzeba było wyłączyć automatyczne sterowanie fazą lądowania i w czasie następnego okrążenia, manewr ten przeprowadzono ręcznie. 19 marca 1965 roku statek wylądował w trudno dostępnym rejonie Syberii, gdzie dwaj kosmonauci: Paweł Bielajew i Aleksiej Lenow spędzili noc z pistoletem w ręku, obawiając się ataku dzikiej zwierzyny.
Autor: kt/rs / Źródło: space.com
Źródło zdjęcia głównego: NASA