Nie ma miejsca na metalowe klatki i smutek. Jest za to nadzieja na ciepły kąt w domu kochającej rodziny. Dzięki profesjonalnym sesjom wykonywanym w gdańskim schronisku nowy dom znalazło już ponad 2 tysiące zwierząt.
Rozstawione lampy, aparat i błyskający co chwilę flesz. To nie plan filmowy tylko schronisko "Promyk" w Gdańsku. To tam raz w tygodniu pojawia się fotograf Mariola Hupert. Wolontariuszka, która dzięki swojej pomysłowości i uporowi pomogła już ponad 2 tys. zwierząt. A wszystko zaczęło się od bezdomnego kota.
- Córka przyniosła go kiedyś do domu. Nie miał domu, a my nie mogliśmy go zatrzymać. Przeraziłam się, że nikt nie będzie chciał go przyjąć. W internecie nie brakuje takich ogłoszeń, za to chętnych nie ma. Zabrałam kota do mojego studia fotograficznego, włączyłam lampy i zrobiłam mu kilka zdjęć, które umieściłam w internecie. Po godzinie zgłosili się po niego chętni - opowiada Mariola Hupert.
Koniec zdjęć za kratami
Zainteresowanie kotem przerosło oczekiwania pani Marioli. A co jeśli dzięki profesjonalnym sesjom można pomóc też innym zwierzakom? Tak fotograf trafiła do schroniska "Promyk". - Zauroczyła nas, kiedy przyszła z aparatem i powiedziała, że chciałaby robić sesje naszym podopiecznym. Nie krytykowała, chciała spróbować, a my mieliśmy ocenić czy nam się podobają efekty jej pracy - opowiada Grzegorz Zaleski z "Promyka".
A te były piorunujące. Fotografie, które zrobiła pani Mariola niczym nie przypominały smutnych, szarych zdjęć psów zamkniętych w klatkach. Wręcz przeciwnie. Wywoływały uśmiech na twarzach.
"Sesja to zabawa. Nic na siłę"
Latem na dworze, a zimą w "studiu". Sesje dla zwierząt to już w schronisku chleb powszedni. Nikt nie wyobraża sobie, by mogło ich zabraknąć. - Rozstawiam lampy, biorę aparat i bierzemy się do pracy. Album przecież musi mieć każdy pies, bo każdy zasługuje na drugą szansę na nowy dom - tłumaczy pani Mariola.
Jak powstają zdjęcia? Spontanicznie i nie na siłę. Sesje to dla zwierząt przede wszystkim zabawa. - Gwiżdżę, klaszczę i skaczę tak długo aż osiągam taki efekt, który mnie satysfakcjonuje. Nieoceniona jest pomoc pracowników schroniska, którzy doskonale znają swoich podopiecznych - opowiada fotograf.
- Ta nasza współpraca kształtowała się przez lata. Teraz jesteśmy na takim etapie, że już się rozumiemy bez słów. Każdy wie co ma robić. Ale zawsze działamy w myśl zasady "nic na siłę". To, co widać na zdjęciach to efekty naszej zabawy, rozmowy z tymi zwierzakami - dodaje Zaleski.
Gotowe fotografie trafiają na stronę internetową. Każde z nich jest też opatrzone krótkim opisem. W ciągu ostatnich pięciu lat udało się w ten sposób znaleźć dom dla ponad 2 tys. zwierząt. - Dzwonią do mnie pracownicy innych schronisk, którzy pytają jak to robimy. To dla nich nowość i też chcą spróbować. Do tej pory nie widziałam w Polsce schroniska, które organizowałoby takie sesje jak my, może teraz się to zmieni - mówi pani Mariola.
Autor: aa/gp / Źródło: TVN 24 Pomorze
Źródło zdjęcia głównego: Mariola Hupert