Dwa samochody należące do Aleksandra Jacka, działacza lokalnej opozycji w Słupsku, spłonęły w kwietniu ubiegłego roku. Skłócony z prezydentem miasta samorządowiec oskarża go o to, że zorganizował podpalenie w akcie zemsty. Ten zapewnia, że ze sprawą nie ma nic wspólnego: - Pan Jacek powinien się leczyć psychiatrycznie - denerwuje się Maciej Kobyliński i oskarża działacza o pomówienie.
Aleksander Jacek jest członkiem stowarzyszenia "Nasz Słupsk", które mocno krytykuje obecnego prezydenta miasta i co jakiś czas wytyka mu błędy. Był już skazany za pomówienie Macieja Kobylińskiego.
W marcu ubiegłego roku działacze "Naszego Słupska" stworzyli tzw. "brudnopis", czyli spis błędów i rzekomych przekrętów władz miasta. Dwa dni po publikacji na posesji Jacka spłonęły dwa samochody.
Działacz oskarża, prezydent puka się w czoło
Nie było wątpliwości, że samochody zostały podpalone, bo w nadkola samochodów wciśnięto obwiązane taśmą butelki z łatwopalną substancją. Postępowanie w tej sprawie prowadziła prokuratura rejonowa w Słupsku. - Ja w tym samym dniu, kiedy podpalono samochody, wskazałem śledczym kto za tym stoi - mówi Jacek i o zlecenie podpalenia oskarża prezydenta miasta i zaprzyjaźnionego z nim lokalnego biznesmena.
Prezydent Kobyliński zdecydowanie zaprzecza, by miał z podpaleniem cokolwiek wspólnego. Informuje, że zawiadomił prokuraturę o możliwym pomówieniu. Sprawę ocenia krótko, mówiąc, że to wszystko bzdury. Oskarżający go Jacek o swoich podejrzeniach opowiada za to obszernie.
"Umorzyli śledztwo"
Działacz zwraca uwagę, że śledztwo w sprawie podpalenia umorzono już po kilku miesiącach, w grudniu ubiegłego roku, z powodu niewykrycia sprawcy. Od stycznia słupscy prokuratorzy znów jednak zajmują się tą sprawą, bo Jacek zdecydował się odwołać ws. umorzenia śledztwa do Prokuratury Apelacyjnej w Gdańsku. Ta wznowiła postępowanie, uznając umorzenie za bezzasadne. - Napisaliśmy obszerny wniosek o wznowienie śledztwa i na nasze 7 stron argumentów dostaliśmy kilka zdań od prokuratury, która uznała, że na podstawie nowych informacji prokuratura powinna do sprawy wrócić - mówi adwokat Jacka, Anna Bogucka-Skowrońska. Jakie to informacje? Bogucka-Skowrońska odmawia odpowiedzi "ze względu na dobro śledztwa".
Równocześnie krytykuje decyzje prokuratury apelacyjnej, która zdecydowała, że sprawa wróciła do Słupska. - Powinni się nią zająć śledczy, którzy nie mają żadnego związku z tym miejscem czy powiązań z osobami, które pojawiają się w śledztwie - dodała.
Jednak znaleźli ślady
Jacek informuje, że w styczniu (czyli już po tym, jak prokuratura umorzyła sprawę) pojawiły się wyniki badań odcisków palców znalezionych na taśmie, którą oklejone zostały butelki z materiałami łatwopalnymi wciśnięte w nadkola samochodów. Działacz mówi, że odciski należały do mieszkańca Słupska, 41-letniego Jurija M. Jacek twierdzi też, mężczyznę zarejestrowały kamery monitoringu na jednej ze stacji benzynowej, gdy kupował płynne podpałki do grilla i denaturat. Na dowód pokazuje materiały ze śledztwa.
Prokuratura tych informacji nie potwierdza, ale Jurij M. rzeczywiście został zatrzymany 14 marca tego roku, usłyszał zarzut niszczenia mienia i został tymczasowo aresztowany na dwa miesiące. W sprawie przesłuchano także Czesława M. - brata oskarżonego - ale on zarzutów nie usłyszał.
Odnalazł się podpalacz
Jacek mówi jednak, że to nie Jurij, który siedzie w areszcie, a właśnie brat Czesław podpalił jego auta. Twierdzi, że mężczyzna sam zgłosił się do niego i się do tego przyznał. Według samorządowca, mężczyzna powiedział też, że zrobił to na zlecenie lokalnego biznesmena. Tłumaczy, że chciał pomóc bratu i rodzinie. Zapewnia, że odciski palców brata znalazły się na taśmie, bo ten korzystał z niej u niego w domu.
Aleksander Jacek mówi, że w zamian za podpalenie samochodów urząd miejski miał umorzyć długi matce braci M. Ta z tytułu zaległości czynszowych za wynajmowany lokal usługowy była winna miastu ponad 20 tys. zł. Od 2011 roku kilkukrotnie składała wnioski o umorzenie, ale nie przynosiły efektu, aż do grudnia 2013 roku, gdy decyzją wiceprezydenta Andrzeja Kaczmarczyka, matce Czesława i Jurija M. darowano 19,2 tys. zł zadłużenia.
- Decyzja została podjęta z powodu trudnej sytuacji osobistej i finansowej tej pani. W tym czasie zmarł jej mąż, który de facto prowadził sklep. Stąd taka decyzja - wyjaśnia Dawid Zielkowski, rzecznik słupskiego magistratu.
Prokuratura nie chce dowodu?
Pisemne oświadczenie Czesława M. - zdaniem Jacka - trafiło do śledczych prowadzących postępowanie. Ci jednak niczego nie potwierdzają. - Sprawa jest w toku, nie mogę zdradzać szczegółów ze względu na dobro śledztwa - stwierdził Dariusz Iwanowicz, prokurator rejonowy w Słupsku. Na wszystkie nasze pytania odpowiada lakonicznie: - Postępowanie trwa.
Z kolei Jacek twierdzi, że we wtorek Czesław M. chciał złożyć zeznania w słupskiej prokuraturze, ale ta nie chciała go przyjąć. - Musieliśmy jechać do innego miasta, dopiero lęborska policja przyjęła zeznania - dodaje. Dlaczego zeznań nie przyjęto w Słupsku? Prokuratura nie udziela informacji.
Działacz prosi o zwolnienie podpalacza
Równocześnie Jacek zwrócił się do prokuratury o... zwolnienie z aresztu Jurija M. i skierował do prokuratury wniosek o ściganie rzekomych zleceniodawców - biznesmena i prezydenta miasta. Tłumaczy, że bracia M. byli jedynie narzędziem, a jemu zależy na ukaraniu rzeczywistych sprawców. - Dlatego złożymy wniosek o zwolnienie z aresztu Jurija M. oraz nieściganie jego brata - tłumaczył lokalnej Telewizji Kanału 6.
"To nie był wybryk chuliganów"
Adwokat Jacka Anna Bogucka-Skowrońska uważa, że podpalenie samochodów na pewno nie było aktem wandalizmu. Jej zdaniem była to próba zastraszenia działacza, który nie obawia się krytykować władz miasta.
- W Słupsku mamy do czynienia z układem zamkniętym, w którym tkwią władze, biznesmeni i prokuratura. Prezydent Kobyliński stworzył układ postkomunistyczno-ubecki, który wzajemnie się wspiera - powiedziała Bogucka-Skowrońska.
"Nie znam tych ludzi"
O komentarz poprosiliśmy również prezydenta Macieja Kobylińskiego. Podczas rozmowy z reporterem TVN24 zdecydowanie zaprzeczył, by miał jakikolwiek związek z podpaleniem samochodów Jacka i stwierdził, że to pomówienie. - Pan Jacek powinien się leczyć psychiatrycznie. Złożyłem już zawiadomienie do prokuratury o możliwości popełnienia przestępstwa - powiedział Kobyliński.
Prezydent utrzymuje, że o braciach M. czytał tylko w prasie. - Nie znam ich, nie miałem z nimi styczności i nigdy na oczy ich nie widziałem - dodał.
Z oskarżanym przez Aleksandra Jacka biznesmenem nie udało nam się skontaktować.
Lokalna wojna
Aleksander Jacek pod koniec ubiegłego roku przegrał proces o naruszenie dóbr osobistych, który wytoczył mu prezydent Kobyliński. Według sądu Jacek naruszył dobra osobiste Kobylińskiego podając nieprawdziwe informacje o odbywających się w ratuszu libacjach alkoholowych, grach hazardowych i nielegalnych zbiórkach pieniędzy, które miały odbywać się za przyzwoleniem władz.
Lokalni działacze już dwukrotnie w ciągu ostatniej kadencji próbowali odwołać prezydenta Słupska w referendum. Jednym z głównych inicjatorów był właśnie Jacek, ale przeciw Kobylińskiemu zgodnie występowali też m.in. samorządowcy z PiS i PO. Zarzucali mu, że źle gospodaruje finansami miasta i nie prowadzi przejrzystej polityki. Chodziło m.in. o budowę aquaparku, której do tej pory nie udało się dokończyć. Kampania była gorąca. Prezydent wydał np. w jej trakcie kontrowersyjne oświadczenie, w którym naubliżał radnym. Potem za to przepraszał.
Ostatecznie nie udało się go odwołać, bo frekwencja była zbyt niska.
Do podpalenia samochodów doszło w Słupsku:
Jeśli chcielibyście nas zainteresować tematem związanym z Waszym regionem, pokazać go w niekonwencjonalny sposób - czekamy na Wasze sygnały/materiały. Piszcie na Kontakt24@tvn.pl.
Autor: dm/aa/ws/kv/zp / Źródło: TVN 24
Źródło zdjęcia głównego: TVK Kanał 6 Słupsk