Gdański sąd apelacyjny uchylił wyrok i przekazał do ponownego rozpatrzenia sprawę zabójstwa dyrektora Centrum Likwidacji Szkód PZU w Bydgoszczy. Sąd uznał m.in., że nie wszyscy oskarżeni mieli zapewnioną właściwą obronę i nie dokonano weryfikacji niektórych zeznań.
Dyrektor Centrum Likwidacji Szkód PZU w Bydgoszczy Piotr Karpowicz zginął 19 stycznia 1999 r. zastrzelony przed siedzibą firmy, gdy późnym popołudniem wyszedł z pracy. W grudniu ub.r. Sąd Okręgowy w Bydgoszczy skazał na kary 25 lat pozbawienia wolności głównych oskarżonych w procesie o to zabójstwo - zleceniodawcę Tomasza G., organizatora zbrodni Henryka L. i wykonawcę Adama S. Sąd wymierzył też kary dwóm mężczyznom, którzy mieli pomagać przy zabójstwie: wobec Tomasza Z. zasądzono 12 lat więzienia, a wobec Krzysztofa B. - 9 lat więzienia.
Sąd Apelacyjny uchylił wyroki
Od takiej decyzji sądu odwołali się obrońcy wszystkich oskarżonych. W środę Sąd Apelacyjny w Gdańsku przychylił się do ich wniosku uchylając w całości wyroki związane z udziałem w zabójstwie i przekazując sprawę do ponownego rozpatrzenia przez Sąd Okręgowy w Bydgoszczy. Uzasadniając ustnie decyzję sądu apelacyjnego sędzia Krzysztof Ciemnoczołowski zwrócił uwagę, że trzej oskarżeni byli w trakcie procesu "pozbawieni prawa do należytej obrony". Sędzia wyjaśnił, że zdarzały się sytuacje, gdy – w ramach zastępstwa, na niektórych rozprawach jeden obrońca z urzędu reprezentował np. dwóch oskarżonych. Tymczasem – jak wskazał sąd, "w pewnych okolicznościach w trakcie postępowania ci oskarżeni nawzajem siebie oskarżali".
Zabrakło analizy zeznań
Sąd apelacyjny zwrócił też uwagę, że w przypadku Tomasza G. dowodami wskazującymi na jego winę były wyłącznie zeznania świadków, a wśród nich te oparte na osobistej wiedzy, ale też oparte na plotkach, czy obiegowych opiniach. W opinii sądu apelacyjnego ze strony sądu niższej instancji zabrakło analizy zeznań i próby ich weryfikacji. - To, że ktoś twierdzi, iż w środowisku mówiło się, że Tomasz G. zlecił zabójstwo, nie jest żadnym dowodem – powiedział Ciemnoczołowski. Sędzia dodał, że sąd niższej instancji powinien też baczniej przyjrzeć się zeznaniom jednego z głównych świadków oskarżenia, którego uznano za wiarygodnego, choć kilkakrotnie zmieniał zeznania. Obrońca Tomasza G. Andrzej Maleszyk ocenił decyzję sądu apelacyjnego jako „słuszną i trafną”. - Sąd apelacyjny podzielił większość argumentów, które wnieśliśmy w apelacji – powiedział Maleszyk dodając, że w jego opinii, prokuratura oparła oskarżenie wyłącznie na dowodach pośrednich – zeznaniach świadków, które to dowody „nie mogą być wyłączną podstawą do skazania”.
16 lat od zabójstwa. Ostatecznego wyroku brak
Z ustaleń procesu, który zakończył się w grudniu ub.r. w bydgoskim sądzie, wynika że zabicie Piotra Karpowicza zlecił dealer samochodowy Tomasz G., a prawdopodobnym motywem było to, że dyrektor Centrum Likwidacji Szkód PZU stał na przeszkodzie w wyłudzaniu odszkodowań ubezpieczeniowych. Według prokuratury Tomasz G. miał zapłacić 50 tysięcy dolarów szefowi miejscowej grupy przestępczej Henrykowi L. za znalezienie zabójcy. Henryk L. do dokonania zbrodni miał nakłonić Adama S., który był członkiem jego gangu. Sąd przyjął, że Adam S. oddał do ofiary dwa strzały w głowę. Karpowicz został przewieziony do szpitala, gdzie wkrótce zmarł. W dokonaniu przestępstwa Adamowi S. mieli pomagać Tomasz Z. (według sądu przywiózł S. samochodem w pobliże PZU i później odwiózł) i Krzysztof B. (po zabójstwie - w celu zmylenia ewentualnych świadków i pościgu – miał gwałtownie odjechać autem w innym kierunku). Wyrok z grudnia ub.r. był już drugim wyrokiem w sprawie zabójstwa Karpowicza. W 2009 r. Sąd Okręgowy w Bydgoszczy uniewinnił wszystkich oskarżonych, ale po odwołaniu prokuratury Sąd Apelacyjny w Gdańsku uchylił wyrok i zwrócił sprawę do ponownego rozpoznania. Sprawa wróciła na wokandę w 2012 r. W toku postępowania przesłuchano 120 świadków i 10 świadków koronnych. W procesie zakończonym w grudniu ub.r. oskarżeni odpowiadali z wolnej stopy. Po wydaniu wyroku skazującego sąd na wniosek prokuratora zdecydował o tymczasowym aresztowaniu oskarżonych na trzy miesiące. Część oskarżonych ukryła się próbując uniknąć aresztu: ostatecznie – po jakimś czasie zostali zatrzymani, albo sami zgłosili się na policję. W tej chwili ukrywa się nadal jeden z oskarżonych. Maleszyk powiedział, że on oraz obrońcy pozostałych aresztowanych osób, wystąpią do sądu o zmianę środka zapobiegawczego na łagodniejszy.
Zobacz też materiał Faktów TVN:
Jeśli chcielibyście nas zainteresować tematem związanym z Waszym regionem - czekamy na Wasze sygnały/materiały. Piszcie na Kontakt24@tvn.pl.
Autor: PM / Źródło: PAP/TVN24