Roman Paszke jest już na półkuli południowej. Przed 7 rano czasu polskiego jego katamaran Gemini 3 minął równik. Na razie rejs przebiega bez zakłóceń, choć ostatnie dwie doby były bardzo trudne. Paszke przetrwał je niemal bez zmrużenia oka.
Ostatnie dwie dobry kapitan Roman Paszke płynął przez niebezpieczną dla żeglarzy strefę konwergencji tropikalnej.
- Strefa charakteryzuje się dużą ilością opadów oraz wypiętrzonych chmur, spod których wiatr wiał w porywach z prędkością do 26 węzłów - tłumaczy Marcin Ślęzak z zespołu kapitana Paszke. - Czasem jachty bardzo długo nie mogą przedostać się przez ten rejon, na szczęście kapitanowi udało sie to bardzo szybko.
Jak dodaje Ślęzak, czas żeglugi od startu do równika: 6 dni 11 godzin i 23 min jest o 19 godzin i 27 min lepszy od czasu osiągniętego przez Romana Paszke w poprzedniej próbie w 2011 roku.
"Dwie godziny to długi sen"
Teraz Roman Paszke na katamaranie Gemini 3 żegluje w passacie na półkuli południowej.
- Warunki są wciąż niestabilne, a czeste zmiany siły wiatru wymuszają nieustanną koncentrację sternika, więc Roman długo nie pośpi - mówi Ślęzak. - O długim śnie, który w przypadku żeglarza oznacza dwie godziny, nie ma mowy. Nawet 40 minut jest luksusem - dodaje.
Ślęzak informuje jednak, że na razie kapitan jest w bardzo dobrym humorze, a katamaran świetnie się spisuje.
- Nie ma żadnych problemów technicznych, nie natknął się też na nieprzyjemne niespodzianki na trasie - wyjaśnia. - Teraz Roman Paszke szykuje się na następne poważne wyzwanie, za dwa tygodnie czeka go Przylądek Horn.
Rozpoczął od kolizji
Roman Paszke rozpoczął swoją wyprawę 27 grudnia. Chce samotnie opłynąć świat ze wschodu na zachód, pod wiatr w niecałe 100 dni i pobić dotychczasowy rekord, który wynosi 122 dni.
Zaledwie sześć godzin po rozpoczęciu rejsu, w odległości ok. 110 mil morskich od Gran Canarii i ok. 50 od wybrzeży Sahary Zachodniej, jacht miał kolizję z jakimś pływającym obiektem. Uderzenie było tak silne, że ster został wyrwany z jarzma i polski żeglarz musiał zawrócić do mariny w Las Palmas.
Po samodzielnym naprawieniu usterki, jeszcze w ramach tej samej próby, 7 stycznia kapitan wrócił na trasę, ruszając ponownie z Las Palmas.
Awarie pokrzyżowały plany
Po raz pierwszy próbę pobicia rekordu Paszke podjął 14 grudnia 2011 r. Na początku stycznia, będąc w odległości ok. 300 mil morskich od przylądka Horn, musiał przerwać rejs z powodu uszkodzenia lewego pływaka i zawinąć do argentyńskiego portu Rio Gallegos. W dziwnych okolicznościach jego katamaran został zarekwirowany i po długiej batalii prawnej, w połowie czerwca, odzyskany.
Autor: maz//kv / Źródło: TVN24 Pomorze
Źródło zdjęcia głównego: Thierry Martinez dla Paszke360.com