Śmigłowiec, który 1 maja runął na ziemię w okolicach Słupska, nie miał prawa wzbić się w powietrze. Maszyna nie posiadała odpowiednich certyfikatów, nie była też wpisana do rejestru statków powietrznych - ustaliło "Radio Gdańsk".
Prywatny śmigłowiec Mi-2 spadł na ziemię w miejscowości Czysta koło Słupska 1 maja. Na pokładzie było siedem osób w tym dwoje dzieci. Nikt nie odniósł obrażeń.
Okazuje się, że lot tą maszyną w ogóle nie powinien się odbyć. Jak ustalili dziennikarze Radia Gdańsk śmigłowiec został wykreślony z Rejestru Statków Powietrznych Urzędu Lotnictwa Cywilnego dwanaście lat temu. Od tego czasu nie miał też certyfikatów niezbędnych do odbywania lotów.
Silniki nagle zgasły?
Tę kwestię, jak i przyczyny wypadku bada prokurator. Sprawą zajmuje się także Państwowa Komisja Badania Wypadków Lotniczych, która wstępny raport powinna opublikować do 1 czerwca. Wiadomo na pewno, że do zdarzenia nie przyczyniły się warunki atmosferyczne. - W zbiornikach śmigłowca na pewno też nie zabrakło paliwa – zapewnia Dariusz Frątczak, członek PKBWL.
Rozbity śmigłowiec należy do jednego z okolicznych rolników. Feralnego dnia kierował nim były pilot amerykańskich sił powietrznych. Po zdarzeniu pilot stwierdził, że oba silniki po prostu nagle przestały działać.
Tutaj doszło do wypadku:
Autor: md / Źródło: Radio Gdańsk
Źródło zdjęcia głównego: Lębork News