Kibice, wychowankowie i działacze klubu pożegnali Romana Rogocza, najskuteczniejszego w historii napastnika Lechii Gdańsk. Rogocz zmarł w miniony czwartek w Gdańsku w wieku niespełna 87 lat.
Roman Rogocz piłkarską karierę rozpoczął w AKS Chorzów, a do Lechii trafił po wojnie - inauguracyjny mecz w jej barwach rozegrał w 1947 roku. W 1948 roku cieszył się z pierwszego w historii awansu biało-zielonych do ekstraklasy. W gdańskim klubie występował do 1960 roku. W 2005 roku kibice wybrali go piłkarzem 60-lecia Lechii.
Obiecał koledze
Był uczciwym oraz słownym człowiekiem. I właśnie dana przyjacielowi obietnica sprawiła, że po wojnie znalazł się w Gdańsku i zaczął grać w Lechii.
W 1943 roku, w wieku 17 lat, został wywieziony na przymusowe roboty do Niemiec. Stamtąd uciekł jednak do Włoch, gdzie wstąpił do armii generała Władysława Andersa. Po wojnie Rogocz wrócił do Chorzowa, ale w 1947 roku przyjechał do Gdańska w ślad za swoim przyjacielem Leszkiem Goździkiem, z którym służył w wojsku. Obaj przyrzekli sobie, że po zakończeniu działań wojennych grać będą w jednym klubie. Goździk miał rodzinę w Gdańsku i zdecydował się na występy w Lechii, a Rogocz nie zamierzał złamać obietnicy.
Najlepszy w Lechii
W barwach Lechii zagrał w 166 meczach i zdobył 110 bramek, z czego 101 spotkań i 29 goli przypadło na ekstraklasę. W klasyfikacji najlepszych strzelców gdańskiego zespołu w ekstraklasie zajmuje czwartą pozycję.
Po zakończeniu piłkarskiej kariery Rogocz zajmował się w Lechii szkoleniem młodzieży, a w 1972 roku jako pierwszy szkoleniowiec wprowadził seniorów do ówczesnej drugiej ligi. Pomimo zaawansowanego wieku regularnie chodził na wszystkie mecze ukochanego klubu.
- To był wyjątkowy człowiek. Piłkarze potrafią swoim zachowaniem na boisku, jak i poza nim, wyprowadzić szkoleniowców z równowagi. A ten szkoleniowiec nigdy nie podniósł głosu i nikogo nie zrugał - powiedział Jerzy Jastrzębowski, trener pod którego wodzą Lechia, jako trzecioligowiec, zdobyła w 1983 roku Puchar Polski i w pierwszej rundzie Pucharu Zdobywców Pucharów zmierzyła się z Juventusem Turyn.
„Powinniśmy zdobyć mistrzostwo”
Wychowankowie Rogocza do dzisiaj wspominają sportowy zawód, jaki mu sprawili.
- W 1968 roku powinniśmy zdobyć mistrzostwo Polski juniorów. W rozegranym w Gdańsku półfinale nie mieliśmy sobie równych. Pokonaliśmy nawet Legię Warszawa i na finałowy turniej do Mielca, który miał w składzie Grzegorza Latę, jechaliśmy w roli faworytów. Tam jednak zagraliśmy słabo i zajęliśmy ostatecznie czwarte miejsce. Byliśmy potwornie rozczarowani i strasznie na siebie źli. I to nie z uwagi na zaprzepaszczoną szansę, ale dlatego, że zawiedliśmy trenera Rogocza, który bardzo wierzył, że wywalczymy złoty medal - dodał Jastrzębowski.
Kolegę z drużyny pożegnał też Roman Korynt, jeden z ostatnich żyjących piłkarzy ówczesnej Lechii, 35-krotny reprezentant Polski i uczestnik pamiętnego meczu w 1957 roku w Chorzowie ze Związkiem Radzieckim (2:1). W kondukcie żałobnym szli także jego wychowankowie Rogocza: Jastrzębowski, Zdzisław Puszkarz, Józef Gładysz, Tadeusz Małolepszy i Krzysztof Słabik, były arbiter międzynarodowy Jerzy Kacprzak, były selekcjoner reprezentacji Wojciech Łazarek, trenerzy Stanisław Stachura i Tomasz Kafarski oraz słynny lekkoatleta, brązowy medalista olimpijski z Rzymu w 1960 roku w biegu na 5000 metrów Kazimierz Zimny.
W 2011 roku Rogocz został przez prezydenta Bronisława Komorowskiego odznaczony Krzyżem Kawalerskim Orderu Odrodzenia Polski.
Autor: md/par / Źródło: PAP
Źródło zdjęcia głównego: lechia.pl