- Trudno jest udowodnić, że za stanie 1,5 godziny w korku na autostradzie odpowiada jej zarządca - ocenia mecenas Aleksandr Pociej. Według niego mieszkanka Katowic, której sąd przyznał rację i nakazał firmie GTC zwrócić zapłatę za przejechany odcinek A1 w korku, w kolejnej instancji już nie będzie miała tak łatwo. - Zarządca A1 na pewno się odwoła i mam wątpliwości, czy sąd podzieli zdanie skarżącej - ocenia Pociej.
Sąd Rejonowy w Sopocie zadecydował, że Spółka Gdańsk Transport Company, która zarządza płatnym odcinkiem autostrady A1, musi zwrócić mieszkance Katowic 29,90 zł.
Kobieta domagała się zwrotu pieniędzy, bo uważa, że firma wprowadziła ją w błąd, deklarując, że podróż A1 będzie przebiegała "wygodnie jak nigdy dotąd". Tymczasem spędziła z rodziną w korku do bramek ponad godzinę. To pierwsza taka sprawa w Polsce. CZYTAJ WIĘCEJ
Kto odpowiada za korek na autostradzie?
Na pytanie, czy decyzja sopockiego sądu może uruchomić lawinę podobnych pozwów, we "Wstajesz i Wiesz" odpowiadał mecenas Aleksandr Pociej. Według niego ta sprawa jest trudna z dwóch powodów.
- Przede wszystkim muszę udowodnić, że stałem w korku 1,5 godziny, i tu sąd będzie miał dylemat, żeby odpowiedzieć na pytanie: ile czasu stania w korku jest ponad miarę? Przykładowo, czy 20 minut jest jeszcze dopuszczalne, a 35 minut już nie? - zastanawia się mecenas Pociej.
Według niego trzeba się zastanowić, czy na pewno zarządca drogi w jakikolwiek sposób zawinił w tej sytuacji, np. czy przy obsłudze bramek na autostradzie nie było odpowiedniej liczby osób.
- Jestem pewien, że 1 listopada, kiedy wszyscy będą wyjeżdżać na groby, będzie korek na wyjeździe i wjeździe do większych miast na kilka godzin. Też musimy brać na siebie dozę odpowiedzialności, że decydujemy się na to, wiedząc, że tak będzie - mówi.
Kiedy mamy bilet, wszystko jest jasne
- Jeśli mówimy o autobusie czy samolocie, to mamy bilet, na którym jest napisane, że wylatujemy o konkretnej godzinie i docieramy na miejsce o konkretnej godzinie. Nawet w autobusach miejskich mamy pewien rozkład jazdy - podkreśla.
Według niego w przypadku, kiedy organizator ruchu nie zapewni dojazdu takiego, jak deklaruje, to w prosty sposób można formułować żądanie. - Miałem jechać 8 minut, a jechałem 45, to coś jest nie tak. Jeśli w tym czasie nie było jakiegoś dramatycznego wydarzenia, za które nikt nie może brać odpowiedzialności, np. wypadku, to tutaj możemy mówić o winie przewoźnika - podkreśla Pociej.
"Druga instancja dokładniej rozważy argumenty obu stron"
Jak twierdzi mecenas, sprawa odszkodowania za korek na autostradzie będzie miała swoją kontynuację w kolejnej instancji sądu. - To postępowanie uproszczone, stąd należy się spodziewać odwołania od tej procedury - zaznacza.
Pociej uważa, że sąd w kolejnej instancji już dokładniej przeanalizuje sprawę. - Mam duże wątpliwości, czy podzieli zdanie skarżącej. Myślę, że druga instancja będzie miała więcej czasu i będzie dokładniej mogła rozważyć argumenty obu stron - ocenia.
Zobacz jak w wakacje podróżowało się A1:
Jeśli chcielibyście nas zainteresować tematem związanym z Waszym regionem, pokazać go w niekonwencjonalny sposób - czekamy na Wasze sygnały/materiały. Piszcie na Kontakt24@tvn.pl.
Autor: ws / Źródło: TVN24 Pomorze
Źródło zdjęcia głównego: tvn24 | Marta Łuszczyńska