Sytuacja wyglądała na beznadziejną. Wejście do płonącego domu stało już w płomieniach, a drewniany strop mógł w każdej chwili runąć. - W środku została chora kobieta. Mogliśmy albo działać, albo pogodzić się z jej śmiercią - mówią policjanci z Giżycka.
Było już ciemno, kiedy dom w Szymonce (gmina Ryn) stanął w płomieniach. Dwaj policjanci z Giżycka (woj. warmińsko-mazurskie), którzy w Święto Trzech Króli patrolowali miasto dostali zgłoszenie przed godziną 17. Na miejsce dotarli bardzo szybko.
- Odpaliliśmy koguty i ruszyliśmy. Kilometr od celu już widzieliśmy płomienie - mówi w rozmowie z tvn24.pl sierż. szt. Tomasz Olesik.
Przed płonącym domem stały trzy młode osoby.
- Byli przerażeni. Krzyczeli, że w domu jest ich niepełnosprawna matka - dodaje policjant.
Tego dnia na dyżurze był z sierż. Adamem Lachowiczem. Widzieli, że sytuacja jest trudna. Ogień szalał już wtedy na całym poddaszu i stopniowo zajmował kolejne pomieszczenia. Języki ognia zasłaniały wejście do środka.
- Baliśmy się, że za chwilę runie drewniany strop. Jasne było to, że jak nie wejdziemy, to osoba w środku zginie - mówi Tomasz Olesik.
W płomienie
Policjanci zauważyli, że za pierwszą ścianą ognia jest wolna przestrzeń.
- Zasłoniliśmy się kurtkami, żeby się nie poparzyć za bardzo. Znaleźliśmy się w zadymionym korytarzu. Włączyliśmy latarki - tłumaczy jeden z policjantów.
Pierwsze pomieszczenie - pusto. W drugim pokoju też nikogo nie było.
- Podeszliśmy do trzecich drzwi. Zamknięte. Wyważyliśmy je - mówi Tomasz Olesik.
W środku zobaczyli przerażoną kobietę leżącą na łóżku.
- Nie było czasu, żeby z nią rozmawiać. Z Adamem wynieśliśmy ją na zewnątrz - opowiada.
Chwilę po tym, jak policjanci wybiegli na zewnątrz, pożar objął już cały parter.
Zgliszcza
53-latka trafiła pod opiekę ratowników medycznych. Istniała obawa, że podtruła się dymem, dlatego została przewieziona do szpitala na obserwację.
Policjanci nie ucierpieli.
- Było sporo emocji. Ktoś z rodziny ze łzami w oczach nam dziękował. Dla takich chwil się idzie do policji - uśmiecha się Tomasz Olesik.
Z budynku, w którym mieszkała czteroosobowa rodzina zostały gołe ściany.
- Pożar gasiło 10 zastępów straży. Używaliśmy sześciu prądów gaśniczych. Gasiliśmy i ratowaliśmy sąsiedni budynek gospodarczy - mówi kpt. Mateusz Pupek z giżyckiej straży pożarnej.
Autor: bż/gp / Źródło: TVN24 Łódź
Źródło zdjęcia głównego: Policja w Giżycku