Kilkaset osób szukało trzyletniego Kordiana, który oddalił się od rodzinnego domu. Poszukiwano go przy użyciu dronów, noktowizorów i helikoptera. Zmęczonego i wyziębionego chłopca znalazł leśnik. - Dziękuję. Nie jestem w stanie wyrazić tego w słowach - powiedziała babcia Kordiana.
Trzyletni Kordian z Pieców (woj. pomorskie) zniknął w środę po południu. Chłopiec bawił się na ogrodzonym podwórku. W pewnym momencie oddalił się stamtąd na rowerku, czym napędził strachu rodzicom, ale też służbom zaangażowanym w jego poszukiwania. Przez kilka godzin policjanci i strażacy przeczesywali okolice miejsca zamieszkania dziecka.
- W akcję zaangażowano ponad 200 policjantów z miejscowych i sąsiednich jednostek, grupę poszukiwawczą z Komendy Głównej Policji, żołnierzy Wojsk Obrony Terytorialnej. Pomagała też rodzina chłopca i ochotnicy. Łącznie to kilkaset osób. W poszukiwaniach wykorzystano też drony, noktowizory i helikopter - relacjonuje Dominika Ziółkowska, reporterka TVN24.
Ostatecznie chłopca odnalazł leśnik, który usłyszał komunikat o zaginięciu dziecka i na własną rękę zaczął szukać malca. - Chłopiec został znaleziony przez leśnika około 4 kilometry od miejsca zamieszkania, w rejonie lasu w Kamiennej Karczmie. Warunki są, jakie są. Chłopiec jest wyziębiony, ale czuje się dobrze. Myślę, że będzie wszystko dobrze - powiedział podinspektor Grzegorz Bukowski z Komendy Powiatowej Policji w Starogardzie Gdańskim.
Dziecko przewieziono do szpitala, gdzie jest na obserwacji. Jak dowiedziała się reporterka TVN24, zdrowiu i życiu trzylatka nic nie zagraża. To wielka radość, ale i wzruszenie dla najbliższych Kordiana. - Chciałabym podziękować wszystkim ludziom, którzy się zaangażowali: policjantom, strażakom. Wszystkim - powiedziała babcia chłopca, nie kryjąc wzruszenia. - Nie potrafię tego wyrazić w słowach - dodała po chwili.
Najmłodsi na gigancie
Kordian nie jest jedynym maluchem, który oddalił się i zniknął na kilka godzin. Niespełna dwa lata temu we Włocławku dwulatek opuścił teren żłobka. Malec bez problemu otworzył sobie furtkę i ruszył w stronę parkingu. Całą sytuację obserwowali rodzice innego dziecka. Byli przekonani, że chłopiec jest z kimś dorosłym, ale gdy zauważyli, że przez 5 minut nikt do dziecka nie podszedł, zareagowali. Malec wrócił do żłobka, a placówką zainteresowała się prokuratura.
Ale z pola widzenia potrafią zniknąć też starsze dzieci. Tak było w Łodzi. Kilka tygodni temu podczas spaceru na ul. Piotrkowskiej zniknął ośmiolatek. Zrozpaczona mama podbiegła do patrolu straży miejskiej, informując, że przed chwilą zaginął jej syn, z którym była na spacerze. Nie wiedziała, w którym kierunku poszedł. Patrol natychmiast przekazał tę informację do innych patroli oraz do centrum monitoringu miejskiego. Jak się okazało, zagubiony chłopiec postanowił wrócić do domu. Drzwi od domu były jednak zamknięte, ponieważ jego matka w tym czasie szukała go razem ze strażą miejską, wobec czego ośmiolatek poszedł do parku, do którego najczęściej chodził na spacery z mamą. Tam wystraszone, ale całe dziecko napotkał jeden z patroli.
Na strachu skończyła się też "ucieczka" ośmiolatka z Wrocławia. Tam policjanci przez cztery godziny szukali chłopca, który był pod opieką babci i nagle odjechał na hulajnodze. Cały i zdrowy odnalazł się kilka godzin później. Był kilkanaście kilometrów od miejsca, w którym zaginął.
Źródło: TVN24
Źródło zdjęcia głównego: TVN24