Rodzina kobiety, której mąż na początku tego roku miał ją zamordować, a później upozorować wypadek na przejeździe kolejowym w Mezowie (woj. pomorskie), po raz pierwszy zabrała głos. "Pustka, strach, żal, że nie mogłyśmy jej ochronić", wymieniają krewni zapytani o to, co czują, spotykając się z mężem ofiary na sali sądowej. Liczą, że sprawa zakończy się dla niego najwyższym wymiarem kary.
Jeśli doświadczasz problemów emocjonalnych i chcesz uzyskać poradę lub wsparcie, tutaj znajdziesz listę organizacji oferujących profesjonalną pomoc. W sytuacji bezpośredniego zagrożenia życia zadzwoń na numer 997 lub 112.
Przypomnijmy, że do zdarzenia doszło 10 stycznia br. Para była w trakcie rozwodu. Tego dnia Tomasz K., przyjechał do salonu kosmetycznego, który prowadziła jego żona. Tam doszło do kłótni.
- Mężczyzna kilkanaście razy tępym narzędziem uderzył swoją żonę w głowę. Nieprzytomną wsadził do bagażnika i samochodem pojechał na przejazd kolejowy. Po pobiciu żony ciężkim przedmiotem włożył ją, jeszcze przytomną, do bagażnika jej samochodu i pojechał nim na przejazd kolejowy. Tam przeniósł ją na siedzenie kierowcy i czekał, aż w auto uderzy pociąg, próbując zamazać ślady i zwieść śledczych, że był to wypadek - zrelacjonował na antenie TVN24 reporter Adam Krajewski.
Śledczy ujawnili jednak w salonie kosmetycznym i w bagażniku ślady krwi i dość szybko wytypowali Tomasza K. jako sprawcę. Biegli uznali w pierwszych opiniach, że mężczyzna był poczytalny w trakcie popełnienia czynu. Grozi mu dożywocie.
Motywem zbrodni zabójstwa miał być rozpad małżeństwa, z czym mężczyzna nie mógł się pogodzić.
Mężczyzna miał dobijać się do mieszkania
W czwartek, 19 grudnia, odbyła się druga rozprawa w tym procesie. Rodzina zamordowanej kobiety po raz pierwszy zdecydowała się na skomentowanie sprawy przed kamerą. Matka i siostra zamordowanej opowiedziały o sytuacji, do której doszło na 3 miesiące przed zdarzeniem.
- Dobijał się do mieszkania, pukał w okna, zepsuł jedno z nich. W mieszkaniu były wtedy dzieci, więc całe szczęście, że Jola nie otworzyła wtedy drzwi, bo nie wiadomo, co by się stało - powiedziała siostra ofiary, dodając, że podczas próby wejścia do środka użył noża.
- Jola dzwoniła na policję w nocy, ale na marne. To było po godzinie 2 i nikt nie przyjechał. Sprawa została przyjęta i policja twierdziła, że radiowóz niby przejeżdżał obok, ale policjanci nie dotarli na miejsce - dodała.
Kobiety zapytane przez reportera TVN24 o to, co czują patrząc na sprawcę, siedzącego na sali sądowej, odpowiadają: "pustka, strach, żal, że nie mogłyśmy jej ochronić"
- To jest nie do opisania, ta tęsknota za nią nigdy nie minie. Liczymy tylko, że wszystko skończy się najwyższym wymiarem kary -powiedziała matka zamordowanej.
Źródło: TVN24
Źródło zdjęcia głównego: KP PSP w Kartuzach