Jeśli na kąpielisku w ciągu dnia do wody wchodzi kilkadziesiąt tysięcy osób, to niech chociaż jeden promil z nich będzie nieodpowiedzialny, to już mamy zadania na cały dzień - powiedział we "Wstajesz i wiesz" Maciej Dziubich, ratownik Wodnego Ochotniczego Pogotowia Ratunkowego. Tłumaczył też, jak reagować, gdy zauważymy tonącą osobę i czy należy tworzyć łańcuch życia bez pomocy ratowników.
- Pierwszym działaniem podjętym, gdy zauważymy, że ktoś się topi, powinno zawsze być zawiadomienie służb ratunkowych – podkreślił ratownik sopockiego WOPR, który aktualnie patroluje kąpieliska w Międzyzdrojach. Dzwonić można zarówno na numer ratunkowy nad wodą 601 100 100, na numer alarmowy 112, a także do służby SAR (58 661 01 97).
Dziubich apelował, by plażowicze nie tworzyli we własnym zakresie tak zwanego łańcucha życia. – Tylko prawidłowo uruchomiony przez ratowników, którzy się na tym znają, będzie mógł kogoś odnaleźć pod wodą – zaznaczył gość "Wstajesz i wiesz". Dodał też, że osoba, która wezwała pomoc nie powinna się oddalać. Ratownicy, którzy dotrą na miejsce, mogą potrzebować informacji o zdarzeniu.
Pusta butelka w nogawce
Dziubich przypomniał, że złym pomysłem jest wchodzenie do wody, by pomóc tonącej osobie przed przybyciem ratowników. Nawet, jeśli ratownicy są na kąpielisku oddalonym o kilka kilometrów, to skuterem wodnym są w stanie dotrzeć do wezwania w ciągu dwóch lub trzech minut.
- Nie usłyszy pan ode mnie instrukcji "tak, proszę wejść do wody", bo to jest bardzo indywidualna sprawa. Nigdy nie powiem, żeby nie podejmować działań, ale też nigdy nie powiem "tak, idź do wody, bo jesteś dobrym pływakiem" – zaznaczył ratownik.
Pytany o improwizowane środki ratunkowe, które mogą pomóc osobie, która mimo wszystko decyduje się ruszyć na pomoc tonącemu, rozmówca TVN24 przyznał, że słyszał na przykład o włożeniu pustej butelki PET do nogawki spodni albo rękawa, by zwiększyć pływalność. – Ale jeżeli ktoś tego nigdy nie ćwiczył i nagle w przypływie adrenaliny chce wejść do wody, to nadal nie jest to dobry pomysł – apelował.
Niebezpiecznie przy falochronach
Pytany o różnicę między kąpieliskiem w Sopocie i w Międzyzdrojach ratownik wskazuje, że nad morzem trzeba liczyć się z większym falowaniem. – W Sopocie Półwysep Helski trochę nas chroni od wiatru, żeby morze się tak mocno nie rozbujało. Na sporej ilości kąpielisk morskich są falochrony, czyli tak zwane paliki, gdzie również się dużo dzieje z punktu widzenia ratowniczego – tłumaczył ratownik.
Dodał, żę falochrony są niebezpiecznym miejscem z kilku powodów. – Raz, że to jest drewno, które robi się śliskie pod wpływem wody, dwa, że są obrośnięte różnego rodzaju skorupiakami, które zachowują się trochę jak tarka. Jeśli nas przyklei, to nas bardzo mocno pokaleczy; po trzecie, w bezpośrednim sąsiedztwie jest bardzo głęboko, czyli możemy iść po dnie i krok dalej już nie mieć gruntu. Jeśli to połączymy z falą, to mamy bardzo łatwy wypadek – wyjaśnił Dziubich.
Nieodpowiedzialni turyści
- Jeśli na kąpielisku w ciągu dnia do wody wchodzi kilkadziesiąt tysięcy osób, to niech chociaż jeden promil z tych kilkudziesięciu tysięcy będzie nieodpowiedzialny, to już mamy zadania na cały dzień. To nie jest tak, że wszyscy jesteśmy nieodpowiedzialni, to jest jakiś promil – zwrócił uwagę rozmówca TVN24.
Ratownik przypomniał kilka ostatnich incydentów z polskich plaż, o których było głośno: nagranie pary, która zataczała się, wchodząc do wody na kąpielisku w Międzyzdrojach, oraz plażowicza, który do godziny 12 wypił dziesięć piw, a przy ratownikach duszkiem wypił jedenaste. Jak jednak podkreśla Dziubich, w taki sposób zachowuje się tylko niewielka część turystów.
Źródło: TVN24
Źródło zdjęcia głównego: Shutterstock