Strzelają do dzików w środku miasta, bez informowania mieszkańców

Ostrzał dzików
Pasławska: polowania z noktowizorami dotyczą tylko polowań związanych z ASF-em
Źródło: TVN24

W środku miasta, ale w nocy, żeby "skrócić czas potencjalnej ekspozycji" zabitych zwierząt. Tak myśliwi strzelają w Gdańsku do dzików. Część mieszkańców twierdzi, że łamią przy tym prawo. Urzędnicy zapewniają, że wszystko odbywa się zgodnie z przepisami, ale policja sprawdza dwa zgłoszenia.

Odstrzał dzików w miastach wzbudza skrajne emocje. Głównie dlatego, że zdarza się to na oczach mieszkańców. Część z nich twierdzi, że myśliwi łamią przy tym przepisy. W Gdańsku 2,5 tysiąca osób złożyło petycję w tej sprawie do władz miasta, żądając rozwiązania umowy z firmą, która wykonuje redukcyjne odstrzały. W piśmie wskazali na przypadki, kiedy myśliwi strzelali do dzików przy ludziach i koło budynków (zgodnie z ustawą Prawo łowieckie zabronione jest strzelanie do zwierząt w odległości mniejszej niż 150 metrów od zabudowań mieszkalnych - red.).

O petycji mieszkańców pierwsza napisała "Gazeta Wyborcza". Zacytowała jedną z mieszkanek Gdańska, panią Agatę, która o tym, co przeżyła, napisała na Facebooku.

"Na bulwar nadmorski w Gdańsku tylko w kamizelce kuloodpornej. Wygląda na to, że miasto urządza sobie tam polowania na dziki" - zaczęła swój wpis. Pani Agata biegała, było około godziny 19. Nagle zauważyła terenowe auto zatrzymujące się na ścieżce rowerowej, po chwili też dzika w krzakach. Kiedy przebiegła jakieś 200-300 metrów, usłyszała strzały. "Nie zawróciłam, bo się przestraszyłam, a zarazem zgłupiałam, chyba nie od razu dotarło do mnie, co się dzieje. Czy facet może sobie ot tak wyjść z auta i strzelać na deptaku wczesnym wieczorkiem, bo ktoś zawiadomił, że napotkał dzika?" - dziwi się kobieta.

Miasto nie potwierdziło, policja nadal sprawdza

Urząd Miasta Gdańska potwierdził nam, że otrzymał petycję od mieszkańców. Nie ma jednak informacji, żeby sytuacje łamania prawa przez myśliwych zostały potwierdzone. Umowa z firmą nadal obowiązuje.

Czytaj także: Stan nadzwyczajny i zgoda na odstrzał 350 niedźwiedzi

O ewentualnych przypadkach łamania prawa przez myśliwych poinformowana została też policja.

- Policjanci prowadzą czynności wyjaśniające w związku z dwoma zawiadomieniami dotyczącymi odstrzału dzików w odległości mniejszej niż 150 metrów od zabudowań mieszkalnych. Zawiadomienia wpłynęły w październiku i styczniu. Dotychczas funkcjonariusze przesłuchali świadków, w tym właściciela firmy realizującej zlecenie oraz pracownika Centrum Zarządzania Kryzysowego UM w Gdańsku, pozyskali także kopie dokumentów dotyczących sprawy - przekazał nam asp. szt. Mariusz Chrzanowski z Komendy Miejskiej Policji w Gdańsku.

Funkcjonariusze, po przeanalizowaniu obowiązujących przepisów, zaplanowali kolejne przesłuchania. - Po tych czynnościach zostaną podjęte decyzje o sposobie zakończenia prowadzonych czynności wyjaśniających - poinformował Chrzanowski.

Dodał, że zgłoszenia dotyczą odstrzałów dzików między innymi w dzielnicy Orunia w Gdańsku.

Jak wygląda odstrzał dzików w Gdańsku?

W Gdańsku odstrzał redukcyjny i odłów z uśmierceniem dzików jest prowadzony na bieżąco. To jednak nie jedyne działania władz miasta.

- Prowadzimy odstrzał redukcyjny, jak również ustawiamy poletka zaporowe, co stanowi działania prewencyjne, zmierzające do zatrzymania możliwie jak największej liczby dzików w ich środowisku naturalnym, z dala od miejsc zabudowanych. Odstrzał redukcyjny i odłów z uśmierceniem jest prowadzony na terenach niewchodzących w skład obwodów łowieckich, co w przypadku Gdańska stanowi niemal wyłącznie centralne dzielnice miasta - przekazała nam Paulina Chełmińska z referatu prasowego Urzędu Miasta Gdańska.

Dziki pojawiają się jednak wszędzie, również w mieście, odstrzały mogą się więc odbywać się przy ścieżkach i miejscach, gdzie mogą przebywać mieszkańcy.

- Jednak przed podjęciem czynności wykonawca dokonuje sprawdzenia obszaru pod kątem bezpieczeństwa i w zależności od sytuacji może przerwać czynności lub powiadomić Miejskie Centrum Zarządzania Kryzysowego o konieczność zadysponowania patroli policji lub straży miejskiej w celu zabezpieczenia terenu - podkreśliła Chełmińska.

Dodała, że jeśli zwierzęta są w bezpośredniej bliskości zabudowań, najpierw wykonawca stara się je przepłoszyć. Jeśli to się nie udaje, "praktykuje się wykorzystanie lekarzy weterynarii celem farmakologicznego odłowu z uśmierceniem".

Czytaj także: Granica parku narodowego, tuż za nią rządek myśliwych. Rząd rozważa ograniczenie polowań

Dziki (zdjęcie ilustracyjne)
Dziki (zdjęcie ilustracyjne)
Źródło: Shutterstock

Paulina Chełmińska przekazała również, że "działania redukcyjne" nie stanową polowania, dlatego nie ma konieczności informowania o tym mieszkańców. Taki obowiązek mają myśliwi polujący w obwodach łowieckich.

- Brak informowania o działaniach redukcyjnych wynika z ich zmiennego i nagłego charakteru. Odłownie są otwierane jedynie w porze nocnej, a o poranku zamykane, aby nie doszło do sytuacji pochwycenia zwierząt w ciągu dnia przy największej aktywności mieszkańców w okolicy. Dodatkowo ich stały dozór pozwala sprawnie reagować i zminimalizować ryzyko, jak również skrócić czas potencjalnej ekspozycji mieszkańców na widok schwytanych zwierząt - wytłumaczyła rzeczniczka prasowa.

Dlaczego nie można dzika wywieźć do lasu?

Hanna Olszewska, zastępca powiatowego lekarza weterynarii w Pruszczu Gdańskim, który swoim działaniem obejmuje również Gdańsk, przekazała nam, że liczba przypadków ASF u dzików ciągle jest na wysokim poziomie. W styczniu 2025 roku odnotowano 61 dzików z dodatnim wynikiem ASF, w lutym 2025 było to 66 dzików, a w niecałym miesiącu marcu (stan na 28 marca) było 56 przypadków.

"Afrykański pomór świń (African Swine Fever – ASF) to szybko szerząca się, zakaźna choroba wirusowa, na którą podatne są świnie domowe, świniodziki oraz dziki. W przypadku wystąpienia ASF w stadzie dochodzi do dużych spadków w produkcji: zakażenie przebiega powoli i obejmuje znaczny odsetek zwierząt w stadzie, przy czym śmiertelność zwierząt sięga nawet 100%. 
Powiatowy Inspektorat Weterynarii w Warszawie

- Odstrzał jest konieczny, aby zredukować populacje do zakładanego 0,1 dzika na kilometr kwadratowy tak, żeby przerwać ten łańcuch zakażeń - wytłumaczyła nam lek. Olszewska.

Dodała, że przy działaniach obowiązuje ustawa Prawo łowieckie i odstrzał nie może odbywać się w odległości mniejszej niż 150 m od zabudowań.

Zapytaliśmy, czy zabijanie zwierząt jest konieczne. - Odławianie i przewożenie dzików było dopuszczalne zanim wirus ASF wszedł w granice Polski. W tym momencie jest to niemożliwe, aby nie rozsiewać potencjalnego zagrożenia - wytłumaczyła.

Ludzie nie są wrażliwi na zakażenie wirusem ASF, w związku z czym choroba ta nie stwarza zagrożenia dla ich zdrowia lub życia.
Powiatowy Inspektorat Weterynarii w Warszawie

Jędrzej Sieliwończyk z referatu Urzędu Miasta Gdańska przekazał nam z kolei, że w tym roku odstrzelono już 97 dzików.

- Co roku wydawana jest decyzja administracyjna na odstrzał redukcyjny, w tym roku opiewa ona na 200 sztuk. Co więcej, w związku z pojawieniem się w Gdańsku ASF, lekarz weterynarii wydaje decyzję na odłów z uśmierceniem. W ubiegłym roku nakaz opiewał na 200 dzików (w okresie od maja do końca roku) - poinformował.

Czytaj także: Wilk nie będzie już ściśle chroniony. Decyzja Komisji Europejskiej

Sieliwończyk również dodał, że - według obowiązujących przepisów unijnych i krajowych - nie można przewozić dzików z terenów, na którym występuje ASF.

- W tej sytuacji miasto ma jedynie dwie możliwości - odstrzał redukcyjny albo niepodejmowanie żadnych działań i pozostawienie populacji dzików bez kontroli. Całość jest podporządkowana przeciwdziałaniu ASF na podstawie odrębnych przepisów sanitarnych i dopóki nie ulegną zmianie regulacje w tym zakresie, nie będzie możliwe prowadzenie innych działań wobec dzików już bytujących w miastach - przekazał.

Działania władz Gdańska przy odstrzale dzików prowadzone są w ścisłym porozumieniu z powiatowym lekarzem weterynarii.

TVN24 HD
Dowiedz się więcej:

TVN24 HD

Czytaj także: