Krzysztof Chomicz przez godzinę w pocie czoła czołgał się przez bagno, żeby uratować młodego bielika. Ptak ugrzązł w mazi, kiedy próbował upolować mewę. Całą akcję zarejestrowała kamera drona.
Młody bielik wpadł do błotnistej mazi w okolicach Karsiborskich Paproci (woj. zachodniopomorskie). Ptak ugrzązł w odległości około 80 m od stałego lądu. Jak to się stało? Prawdopodobnie próbował upolować mewę, która również wpadła do mazi. Nie miałby żadnych szans, gdyby nie Krzysztof Chomicz, fotograf i miłośnik ptaków.
- Już raz ratowałam bielika i to w tym samym miejscu. Wtedy obiecałem sobie, że to był ostatni raz. Ale kiedy rano zadzwonił kolega i powiedział, jak wygląda sytuacja, nie mogłem tak tego zostawić - opowiada Chomicz.
"Obwiązałem się liną i ruszyłem"
Pierwszą próbę wyciągnięcia ptaka podjął z kolegami już o godz. 11. Straż pożarna udostępniła im 50-metrową linę. - Obwiązałem się tą liną i próbowałem dotrzeć do bielika, niestety okazało się, że jest ona za krótka. Musiałem wrócić na ląd. Nie chcieliśmy go tak zostawiać, więc poprosiliśmy prezydenta, żeby wsparła nas Straż Pożarna - mówi fotograf.
Na miejscu stawił się ośmioosobowy zastęp wraz ze specjalnymi saniami. Niestety strażakom też nie udało się wyciągnąć ptaka. Wkrótce zdecydowali się przerwać akcję, by nie narażać życia ratowników.
Co dalej? Zostawić czy próbować jeszcze raz? Fotograf nie zamierzał się poddać, choć sam miał już niewiele sił. Nie było też wiadomo, czy bielik jeszcze żyje. - Ściągnęliśmy na miejsce kolegę z dronem. Na jego zdjęciach było widać, że ptak jeszcze się rusza. Na portalu iświnoujście.pl zaapelowaliśmy też do ludzi o pomoc. Wiedziałem, że jeśli jeszcze raz wejdę do tego błota, to nie będę w stanie sam z niego wyjść. Ktoś musiał mnie wyciągnąć - wspomina Chomicz.
"Dwa razy mnie dziobnął"
To miała być już ostatnia próba pomocy. Tym razem Chomicz dostał od strażaków 100-metrową linę. Pomoc zaoferowali też ratownicy z Niemiec, którzy w razie potrzeby chcieli udostępnić linę pięć razy dłuższą. Cała akcja trwała ponad godzinę. Fotograf znów obwiązał się liną i w samych slipach czołgał się przez maź. - Kolega przez cały czas latał nade mną dronem. Sprawdzał, czy lina nie jest zbyt napięta, bo wtedy nie mogłem oddychać. Udało się. Dotarłem do bielika. Nie wiedział, jakie mam zamiary. Dwa razy mnie dziobnął i trochę się wyrywał - mówi Chomicz.
Droga powrotna na stały ląd nie należała do łatwych. Pan Krzysztof położył sobie bielika na klatce piersiowej, a koledzy, którzy zostali na brzegu, powoli wyciągali go z mazi. - Trzy sekundy ciągnęli, potem dawali mi chwilę na zaczerpnięcie powietrza. Inaczej nie dało się tego zrobić - dodaje Chomicz.
"Jest wycieńczony"
Po akcji bielika przetransportowano do Marka Czecha, znajomego Chomicza. Tam opłukali ptaka z mazi, która posklejała mu skrzydła. Ptak jest wycieńczony, ale powoli z pomocą weterynarza będzie wracał do zdrowia. - Nie chce jeść, trzeba go zmuszać, ale liczymy, że wkrótce to się zmieni. Już uzgodniliśmy, że jak wydobrzeje, to zostanie zaobrączkowany i wypuszczony na wolność - mówi fotograf.
Jak podkreśla, bielika udało się uratować, dzięki całemu "łańcuszkowi ludzi dobrej woli". - Moi znajomi bardzo się zaangażowali. Oskar, Rafał, Marek bardzo pomogli. Nie brakowało też osób anonimowych, które jeszcze po akcji proponowały pomoc i chciały użyczyć sprzętu - wylicza Chomicz.
Jeśli chcielibyście nas zainteresować tematem związanym z Waszym regionem - czekamy na Wasze sygnały/materiały. Piszcie na Kontakt24@tvn.pl.
Autor: aa/gp / Źródło: TVN 24 Pomorze
Źródło zdjęcia głównego: iświnujście.pl | Sławomir Ryfczyński