Martwe zwierzęta ukryte w kartonach, inne chore i wychudzone. Weterynarz stwierdził, że kilka z nich było w stanie krytycznym. Ruszył proces małżeństwa, które miało znęcać się nad zwierzętami. Hodowcom grozi do 8 lat więzienia.
W Sądzie Rejonowym w Bydgoszczy ruszył proces właścicieli hodowli zwierząt w Dobrczu (woj. kujawsko-pomorskie). Mają oni odpowiedzieć za znęcanie się nad zwierzętami. Oskarżeni nie przyznają się do winy.
- Małżeństwo jest oskarżone o znęcanie się ze szczególnym okrucieństwem nad hodowanymi przez siebie kotami i psami na terenie Bydgoszczy i Dobrcza. Oskarżeni są też o dokonywanie oszustw na szkodę klientów, którym sprzedawali psy i koty w złym stanie zdrowia. Część tych zwierząt niestety też nie przeżyła - mówi Mirosław Wałęza z Prokuratury Rejonowej Bydgoszcz-Północ.
"Cały czas mam ten obraz przed oczami"
Zwierzęta hodowane były w tragicznych warunkach, a później sprzedawane. - Pokrzywdzeni, którzy kupowali zwierzęta musieli je leczyć, wydawać duże sumy pieniędzy, żeby utrzymać je przy życiu. Oskarżeni natomiast nie zgadzali się na zwrot pieniędzy - tłumaczy Wałęza.
Czworonogi były wychudzone, chore. Weterynarz stwierdził, że kilka z nich było w stanie krytycznym. Znaleziono także martwe zwierzęta ukryte w kartonach.
- Cały czas te obrazy mam przed oczami. Warunki były tak fatalne, że mimo upływu kilku miesięcy nie mogę zapomnieć tego widoku- wspominała przed salą sądową Marta Bitowt ze stowarzyszenia Pogotowie dla Zwierząt. - Rozpoczęła się pierwsza rozprawa. Liczymy na to, że sąd uzna ich winnymi - dodaje kobieta.
Nie przyznają się do winy
Małżeństwu grozi do 8 lat więzienia, dodatkowo zakaz hodowli i posiadania zwierząt.
- Oskarżeni nie przyznali się do winy i odmawiali złożenia wyjaśnień - mówi Wałęza. - Będzie to trudny proces. Pokrzywdzeni są z terenu całego kraju. Dodatkowo dotyczy to zwierząt, a społeczeństwo jest na to szczególnie wrażliwe - dodaje.
Prokuratura nie ma też wątpliwości co do winy weterynarzy. Sprzedawane zwierzęta miały certyfikaty weterynaryjne wskazujące na to, że zwierzęta są rasowe i były dobrze traktowane. Ten wątek został włączony do osobnego postępowania.
- Byli przesłuchiwani różni weterynarze, mamy opinię biegłego także z zakresu behawioralnego stanu zdrowia zwierząt. Sprawę dalej przekazaliśmy do Wojewódzkiego Inspektora Weterynaryjnego, który prowadzi odrębne postępowanie - tłumaczy prokurator.
Bili je młotkiem i razili prądem
O hodowli w Dobrczu zrobiło się głośno w lutym br. Małżeństwo sprzedawało szczeniaki między innymi buldoga francuskiego, yorka, maltańczyka, owczarka border collie, bulteriera, shih tzu oraz koty norweskie. Ceny sięgały 1500 złotych za sztukę.
Placówką zainteresowały się służby, kiedy do Pogotowia dla Zwierząt zwrócił się zaniepokojony weterynarz. Leczył on jednego ze szczeniaków kupionych od hodowców. Miał być wychudzony, oropiały i brudny. Działacze stowarzyszenia zadzwonili na policję i razem udali się do hodowli.
- Zastaliśmy tam okropny widok. Nie widziałem czegoś takiego, choć od 10 lat likwiduję nielegalne hodowle. Odór był obrzydliwy. Wszędzie leżały odchody – relacjonował Grzegorz Bielawski z Pogotowia.
Wywieziono w sumie 152 psy oraz 23 koty. Były to zwierzęta rasowe, za które małżeństwo kazało płacić sobie od 800 do 1500 złotych. Wszystkie czworonogi były chore, wychudzone, przestraszone i brudne. Wiele z nich nigdy nie wyszło poza małe klatki.
Niestety, wielu zwierząt nie udało się uratować. Odkryto ich martwe ciała ukryte w kartonach. Weterynarze stwierdzili, że właściciele czworonogów mieli je bić młotkiem i razić prądem. Oskarżeni mieli także posługiwać się podrobionymi dokumentami, mającymi przekonywać klientów, że hodowla jest legalna.
Jeśli chcielibyście nas zainteresować tematem związanym z Waszym regionem - czekamy na Wasze sygnały/materiały. Piszcie na Kontakt24@tvn.pl.
Autor: MAK//ec / Źródło: TVN24 Pomorze
Źródło zdjęcia głównego: Pogotowie dla Zwierząt