Chociaż prezydent Wenezuel Hugo Chavez od lat kreuje się na obrońcę uciśnionych na całym świecie, najwyraźniej ma coraz większy problem z własnymi obywatelami. Czwartek był już piątym dniem protestów przeciwko racjonowaniu energii elektrycznej i cenzurze telewizji.
Tego dnia na ulice Caracas wyszło kilka tysięcy studentów, którzy maszerowali w kierunku głównej siedziby państwowej agencji energetycznej. Nie doszli, bo zostali rozbici przez policję.
Według lokalnych mediów obrażenia odniosło dwóch studentów i jeden policjant.
Jednym z powodów społecznych protestów jest plan racjonowania energii elektrycznej w Caracas. Chociaż Wenezuela jest bogata w surowce, to pod rządami Chaveza musi borykać się z brakiem prądu. I nie tylko - w wenezuelskiej stolicy brakuje też wody.
Zamknąć telewizję
Drugi powód protestu to wycofanie przez władze z telewizji kablowej kanału RCTV. Kanał nie zastosował się bowiem do nowych przepisów, nakładających na wszystkie lokalne stacje telewizyjne obowiązek emitowania pewnych programów, np. przemówień prezydenta.
Z tego samego powodu z kablówki zniknęło także pięć innych, mniej popularnych kanałów.
Bo promuje kapitalizm
Studenci, podobnie jak paryska organizacja Reporterzy Bez Granic oraz przedstawiciele wenezuelskiego Kościoła katolickiego, zarzucają Chavezowi zamach na wolność wypowiedzi oraz próbę uciszenia krytyków.
Lewicowy prezydent oskarża RCTV o spiskowanie przeciwko jego rządowi i poparcie w 2002 r. zamachu stanu, który na dwa dni odsunął go od władzy. Krytycznie wypowiada się też na temat emitowanych przez nią popularnych oper mydlanych, które jego zdaniem promują kapitalizm.
Źródło: PAP