O tym, jak zgubna bywa pasja, przekonał się 34-letni rosyjski multimilioner Jewgienij Cziczwarkin, który zaginął w Rosji w grudniu 2008 roku. Tymczasem w ubiegłym tygodniu Rosjanina rozpoznano na pokazie baletowym w londyńskim Covent Garden - donosi czwartkowy "Guardian".
Cziczwarkin jest oskarżony o szantaż i uprowadzenie pracownika swojej firmy Jewrosiet. Sąd w Moskwie wydał nakaz aresztowania go jeszcze w styczniu. Od marca Cziczwarkina ściga też Interpol. Teraz rosyjska prokuratura generalna wystąpiła do władz brytyjskich o jego ekstradycję.
Dorobił się na komórkach
W odróżnieniu od większości rosyjskich oligarchów wzbogaconych na tzw. prywatyzacji nomenklaturowej i układach, Cziczwarkin dorobił się handlując telefonami komórkowymi w okresie, gdy były w Rosji nowością, a rynek był nienasycony. Właśnie on założył Jewrosiet.
We wrześniu ubiegłego roku rosyjski dziennik "Kommiersant" poinformował, że jego firmę przejmie największa rosyjska sieć handlu telefonami komórkowymi, należąca do Aleksandra Mamuta. To kolejny multimilioner i były doradca prezydenta Rosji Borysa Jelcyna. Oficjalnie wartości transakcji nie podano. Nieoficjalne doniesienia sugerowały sumę ok. 1,250 mld dolarów, łącznie z długiem Jewrosieti, który miał przejąć nowy inwestor.
Znów zgrzyta w stosunkach brytyjsko-rosyjskich?
"Sprawa może okazać się kolejnym powodem napięcia w stosunkach brytyjsko-rosyjskich" - napisał "Guardian" przypominając wcześniejsze, załatwione odmownie przez Brytyjczyków wnioski o ekstradycję wobec oligarchy Borysa Bieriezowskiego i czeczeńskiego opozycjonisty Achmeda Zakajewa.
Z kolei Rosjanie odrzucili brytyjski wniosek o ekstradycję Andrieja Ługowoja, oskarżonego o otrucie w 2006 r. w Londynie Aleksandra Litwinienki, byłego funkcjonariusza wywiadu KGB i FSB, zbiegłego do W. Brytanii, gdzie uzyskał azyl.
Angielskie sądy stoją na stanowisku, iż biznesmeni, którzy poróżnili się z Kremlem, nie mogą liczyć na to, że zostaną rzetelnie osądzeni przez rosyjskie sądy. Adwokat Cziczwarkina nazwał zarzuty przeciwko niemu "sfingowanymi".
Źródło: PAP
Źródło zdjęcia głównego: PAP/EPA