Koniec z lokalnymi klanami i czas na wielkie porządki. Za polsko-ukraińską granicą trwa walka z przemytnikami i, patrząc na uzbrojonych żołnierzy, to walka na całego. Walczą zarówno ukraińskie władze, jak i słynny Prawy Sektor. Ten drugi robi to jednak po swojemu i ponad prawem. Materiał "Faktów" TVN.
Prezydent Ukrainy Petro Poroszenko zwolnił szefów zakarpackiej administracji, milicji i skarbówki. Zamieszanych w przemyt celników zastąpi brytyjska firma, która ma oczyścić granicę z łapówkarstwa, a nowy gubernator to człowiek Poroszenki do zadań specjalnych. - Trzeba przywrócić na tym terytorium władzę państwa, bo niestety do tej pory rządziły tu lokalne klany - podkreśla Gienadij Moskal, gubernator obwodu zakarpackiego.
Dwie wojny
Stawka walki z kontrabandą jest wysoka. Jeden TIR nielegalnych papierosów to nawet pół miliona euro. W górach Zakarpacia trwają także inne poszukiwania. Ukrywa się tam 11 członków ultranacjonalistycznego Prawego Sektora. Dwa tygodnie temu wdali się w strzelaninę w ludźmi lokalnego oligarchy, zginęły trzy osoby. Miało pójść o przemyt. W bazie zakarpackiego Prawego Sektora nastroje wciąż nie ostygły. - Władza razem z bandytami niszczy nasz naród. W tej sytuacji Prawy Sektor wyczerpał już wszystkie metody zgodne z prawem - podkreśla Borys, komendant bazy Prawego Sektora w obwodzie zakarpackim. - Pół roku wozili się po okolicy jeepami, z karabinami, jak somalijscy piraci. Ośmieszyli nas przed Unią Europejską, która pomaga nam w wojnie z Rosją. To żadni bohaterowie, a bandyci - podkreśla Gienadij Moskal. Tę walkę widzą też Polacy ze Lwowa.
Autor: mn\mtom / Źródło: Fakty TVN