Niedzielne przyspieszone wybory w Serbii odbywają się w czasie, gdy wzrasta znaczenie ultranacjonalistów, którzy po kilku latach mogą wrócić do parlamentu. Wygra zapewne partia proeuropejskiego premiera Aleksandara Vuczicia, ale rozczarowanie jego rządami w kraju narasta.
Zbliżające się głosowanie to trzecie wybory w ciągu czterech lat; poprzednie odbyły się w 2014 roku. Do głosowania jest uprawnionych ok. 7 mln wyborców. Jednocześnie odbędą się wybory lokalne.
Prorosyjscy ultranacjonaliści
Rządząca Serbska Partia Postępowa (SNS) premiera Vuczicia przekonywała, że wcześniejsze wybory rozpisano, aby uzyskać odnowiony mandat wyborców do realizowania reform i sfinalizowania rozmów akcesyjnych z Unią Europejską. Sondaże przedwyborcze wskazują, że ugrupowanie Vuczicia utrzyma się u władzy - powinno uzyskać około połowy głosów. Jednak umacniający się nacjonaliści, którzy wejdą zapewne do parlamentu, będą bezpardonowo atakować jego prounijny kurs i wszelkie ustępstwa poczynione przez władze w Belgradzie w ramach rozpoczętych w grudniu negocjacji z Unią Europejską.
Sam szef rządu nazwał niedzielne wybory referendum, mającym rozstrzygnąć, czy Serbia chce być "nowoczesnym europejskim państwem do 2020 roku".
Sondaże wskazują, że zarówno Serbska Partia Radykalna (SRS) lidera skrajnych nacjonalistów Vojislava Szeszelja - orędownika idei Wielkiej Serbii, jak i skrajnie prawicowe ugrupowanie Dveri, manifestujące prorosyjskie, antynatowskie i antyunijne poglądy, przekroczą 5-procentowy próg wyborczy i wejdą do parlamentu. Razem mogą liczyć na 25-30 miejsc w 250-osobowej Skupsztinie. Dla Szeszelja nadchodzące wybory mają być "referendum między Federacją Rosyjską a Unią Europejską".
Popularność Szeszelja wzrosła spektakularnie wraz z jego uniewinnieniem od zarzutów zbrodni wojennych przez trybunał ONZ w Hadze pod koniec marca. SRS, która nie zdołała zdobyć mandatów w wyborach w 2012 i 2014 roku, może teraz stać się trzecią partią parlamentarną.
"Obrońca" Kosowa
Szeszelj, który od marca 1998 roku do października 2000 roku był wicepremierem Serbii jako partner koalicyjny socjalistów prezydenta Slobodana Miloszevicia, może liczyć na głos wielu wyborców rozgoryczonych utratą Kosowa i niepotrafiących zapomnieć o natowskich bombardowaniach z 1999 roku. "Unia Europejska składa się z krajów NATO. Oni nas bombardowali, wyrwali nam Kosowo", które w lutym 2008 roku ogłosiło niepodległość od Serbii - mówił sympatykom w tym tygodniu w Jagodinie, w środkowej Serbii, gdzie bezrobocie sięga 30 proc.
Według komentatorów jego celem jest zapewnienie sobie wystarczającej grupy deputowanych - jednej trzeciej - aby zablokować każdą próbę zmiany konstytucji, gdyby w toku toczących się negocjacji z UE Belgrad znalazł się pod presją w sprawie usunięcia zapisu o Kosowie jako części Serbii. Choć Belgrad nie uznaje Kosowa, Serbia i Prisztina podpisały przy pośrednictwie UE porozumienie o normalizacji stosunków, które umożliwiło Serbii podjęcie starań o członkostwo.
Premier Vuczić, który w przeszłości był politycznym sojusznikiem Szeszelja, po czym przeobraził się w prounijnego reformatora, ostrzegał niedawno przed powrotem do nacjonalistycznej przeszłości. - Nigdy nie pójdę na najmniejszy kompromis z tymi, którzy ciągną Serbię w przeszłość - oświadczył. - Ta polityka izolowałaby nas od wszystkich nie tylko na Bałkanach, ale też w całej Europie - przestrzegał.
Szef dyplomacji i wicepremier Serbii Ivica Daczić zapewnił w wywiadzie w tym tygodniu, że jego kraj jest zdecydowany dołączyć do Unii Europejskiej mimo problemów, jakie ma UE, lecz nie uczyni nic, co naraziłoby na szwank dobre stosunki Belgradu z Rosją.
Trudna droga do Unii
Dwa pierwsze z 35 rozdziałów negocjacji w sprawie przystąpienia do UE Serbia otworzyła formalnie w połowie grudnia 2015 roku, po blisko dwuletnich pracach przygotowawczych i analizach. Vuczić zapowiadał, że celem jego kraju jest wypełnienie kryteriów członkostwa do 2019 r.
Komentatorzy zwracają uwagę, że w niedzielnym głosowaniu powtórzyć, a nawet nasilić może się zjawisko oddawania nieważnych głosów w proteście przeciwko brakowi realnego wyboru. W 2012 roku - najprawdopodobniej w odpowiedzi na apel wpływowych intelektualistów - zdecydowało się na taki ruch ponad 4 proc. wyborców. Niedawne badanie ośrodka ProPositiv sugeruje, że tym razem może postąpić tak ponad 5 proc. wyborców. Jak przekonują politolodzy, wskazuje to na głęboki kryzys klasy politycznej i frustrację wyborców, a także stawia pod znakiem zapytania legitymację przyszłych władz.
W wyniku głębokiej recesji w 2014 roku serbski rząd był zmuszony zabiegać o pożyczkę 1,2 mld euro z Międzynarodowego Funduszu Walutowego. W zamian postawiono warunki cięć wydatków publicznych, podwyżek podatków i prywatyzacji niewydolnych firm państwowych. Analitycy zwracają uwagę, że posunięcia oszczędnościowe i 18-procentowe bezrobocie popchnęły wyborców w stronę partii prawicowych.
Autor: adso//gak / Źródło: PAP