Jesteśmy jedyną zaawansowaną demokracją, która celowo utrudnia ludziom oddanie głosu - komentował w maju prezydent Obama fakt, że Amerykanie wybierają prezydenta we wtorek. Tak dzieje się od 1845 roku, kiedy Kongres przyjął zasadę, że wybory odbywają się we wtorek po pierwszym poniedziałku listopada.
Przyjęte 171 lat temu prawo federalne zakłada, że dniem wyborczym jest wtorek po pierwszym poniedziałku listopada. Dlaczego? Kongres wyszedł naprzeciw potrzebom amerykańskich farmerów, mieszkających daleko od lokali wyborczych. By nie zakłócić prac polowych, a jednocześnie umożliwić rolnikom - którzy stanowili znaczącą część ówczesnego społeczeństwa - dotarcie do lokali wyborczych, kongresmeni mieli do wyboru któryś z miesięcy jesiennych bądź zimowych. Padło na listopad.
Dzień tygodnia też nie został wybrany przypadkowo. Politycy mieli świadomość, że trudno będzie przekonać wyborców, by na rzecz głosowania rezygnowali z niedzieli - jedynego dnia tygodnia przeznaczonego na odpoczynek. Co więcej, w religijnej i purytańskiej Ameryce nikt z decydentów nie miałby odwagi wymagać rezygnacji z niedzielnego nabożeństwa na rzecz podróży do lokalu wyborczego.
Politycy chcieli dać wyborcom dzień na bezpieczne dotarcie do miejsca głosowania, co eliminowało także poniedziałek, bo wówczas trzeba by było czasem wyruszyć w drogę w niedzielę. Inne argumenty wykluczały kolejne dni tygodnia, np. środa nie wchodziła w rachubę, bo na większości terytorium był to dzień targowy, a sobota - bo przed przeznaczoną na odpoczynek i modlitwę niedzielą była dniem intensywnych prac w gospodarstwie. Ustalono w końcu, że najlepszy będzie wtorek.
Pozostaje jeszcze pytanie, dlaczego "po pierwszym poniedziałku". Wynikało to z kalendarza głosowań elektorskich, ale główną przyczyną zdaje się być chęć uniknięcia wyborów w 1 listopada, dzień Wszystkich Świętych, obchodzony przez wiernych Kościoła katolickiego i niektórych innych Kościołów chrześcijańskich. Z taką sytuacją mielibyśmy do czynienia na przykład w roku bieżącym.
Demokracja, która "celowo utrudnia głosowanie"
Dziś argumenty te - mówią krytycy XIX-wiecznych ustaleń - nie mają już racji bytu. Jak podaje American Farm Bureau Federation (AFBF; związek amerykańskich farmerów), tylko dwa procent amerykańskich rodzin mieszka na farmach i ranczach. Coraz częściej amerykańscy politycy zastanawiają się nad przesunięciem wyborów na inny dzień. Wątpliwości wyraził nawet prezydent Obama, który w rozmowie z "The Daily Targum" (gazeta uniwersytetu Rutgers) przyznał, że "jesteśmy jedyną zaawansowaną demokracją, która celowo utrudnia ludziom oddanie głosu". - Nasza demokracja nie będzie dobrze funkcjonować, jeśli tylko połowa bądź jedna trzecia część uprawnionych odda głos - dodał.
Autor: tmw//rzw / Źródło: CBS News, ABC News, The Daily Targum