- Sądzę, że w niedługim czasie Hiszpania będzie chciała rościć sobie prawa do skarbu z San Jose. W tym wypadku jej prawa są dość realne, ponieważ galeon należał do korony hiszpańskiej - mówił we "Wstajesz i wiesz" podróżnik Arkadiusz Pawełek o odkryciu wraku zatopionego w XVIII wieku. Na jego pokładzie ma znajdować się ładunek warty nawet kilkanaście miliardów dolarów.
- Są tam na pewno srebrne monety, całe skrzynie. Poza tym złoto i różne przedmioty wykonane dla korony hiszpańskiej i jej urzędników, którzy tam żyli. Wiadomo, że na pokładzie znajdował się wicekról Peru, więc na pewno jest tam też jego osobisty skarb - mówił Pawełek.
Dla kogo skarb?
Podróżnik przyznał, że wcale nie jest pewne, iż Kolumbia otrzyma odkryty skarb.
- To jest precedens. Inny skarb, który należał do korony hiszpańskiej, wydobyty kilka lat temu przez amerykańską firmę poszukiwawczą Odyssey, musiał być zwrócony Hiszpanom - mówił.
- Sądzę, że w niedługim czasie Hiszpania zacznie rościć sobie prawa do skarbu. W tym wypadku są one dość realne, ponieważ galeon należał do korony hiszpańskiej - ocenił Pawełek.
Dodał, że prywatne skarby pasażerów lub wicekróla Peru są sprawą dyskusyjną i mogą trafić do Kolumbii. - Jeżeli chodzi o skarb korony hiszpańskiej, to tu Kolumbia może mieć problem - powiedział.
Przypomniał, że kiedy galeon zatonął prawie cała Ameryka Płd. była pod panowaniem Hiszpanii, a Kolumbia nie była niepodległym państwem.
Jak szukano wraku?
Podróżnik wyjaśnił, że statku szukano za pomocą specjalnych robotów podwodnych dostępnych wyłącznie dla zawodowców. Podkreślił, że głębokość, na której zatopiony jest San Jose, to przeszło 300 metrów pod powierzchnią wody, więc wykorzystanie nurków jest niemożliwe ze względu na ryzyko dla ich życia.
Autor: kło//plw / Źródło: tvn24