Rozumiemy, że walczymy z pomocą Stanów Zjednoczonych i innych krajów. Nasz naród jest waleczny, ale gołymi rękami nie da się walczyć - mówiła w "Tak jest" ukraińska dziennikarka Lesia Vakuliuk. - Trzeba pamiętać, że wojna trwa i bez pomocy świata nie da się jej zakończyć - dodała.
W środę ukraińska dziennikarka z telewizji Espreso Lesia Vakuliuk komentowała w "Tak jest" wizytę Zełenskiego w Białym Domu i kłótnię z Donaldem Trumpem. - Poczułam poniżenie mojego kraju. Czy zachowywał się jak głupek? Zachowywał się jak prezydent kraju, który się broni. Trump powiedział, że to Ukraina jest winna, że zaczęła się wojna - powiedziała.
Tak dziennikarka skomentowała niedzielną wypowiedź Przemysława Czarnka z PiS, który powiedział, że "to, co się stało w piątkowy wieczór z naszej perspektywy czasowej i głupota Zełenskiego na spotkaniu Donaldem Trumpem jest arcyniebezpieczne dla Ukrainy".
CZYTAJ WIĘCEJ: Najgorętsze chwile w Gabinecie Owalnym. Słowo po słowie
Podczas burzliwego spotkania w Białym Domu zarówno prezydent Donald Trump, jak i wiceprezydent J.D. Vance zarzucali Wołodymyrowi Zełenskiemu, że nie jest wystarczająco wdzięczny. - Ktoś policzył, że ponad 90 razy Zełenski podziękował ludziom z Ameryki, władzom amerykańskim. Nie możemy też pisać każdego dnia na Facebooku, że dziękujemy Stanom - powiedziała gościni "Tak jest".
CZYTAJ TEŻ: Trump i Vance zarzucali mu niewdzięczność. CNN przypomina: dziękował co najmniej 33 razy
- Rozumiemy, że walczymy z pomocą Stanów i innych krajów. Nasz naród jest waleczny, ale gołymi rękami nie da się walczyć - przyznała.
"Trzeba pamiętać, że wojna trwa i bez pomocy świata nie da się jej zakończyć"
Vakaliuk zwróciła uwagę, że ludzie mogą zapominać, że wojna nadal trwa. - To, że jestem tutaj pięknie ubrana i rozmawiam z panem, to nie znaczy, że nie doznałam tej wojny. Dzisiaj dostałam wiadomość od swojego znajomego dziennikarza, który był z ekipą w Kramatorsku i uderzyła tam rakieta i on trafił do szpitala. Albo idę po ulicy w swoim miasteczku rodzinnym i idzie kobieta naprzeciwko mnie i mówi, że jej syn zginął i nie może zabrać jego ciała i się z nim pożegnać - opowiedziała.
- Trzeba pamiętać, że wojna trwa i bez pomocy świata nie da się jej zakończyć. Musimy też pamiętać, że jak zgodzimy się na jakieś warunki Putina, to będzie gorzej. Jak oddamy Ukrainę, to przyjdzie czas na kolejne państwa - dodała.
"Najpierw był Krym, potem Donbas, a teraz wojna na pełną skalę"
Przyznała też, że obawia się ewentualnych wyborów w czasie wojny. - Ta kampania wyborcza w 2019 roku była toksyczna z obu stron, a teraz Ukraina jest w czasie wojny. Ludzie są bardzo zmęczeni i spodziewam się, że kandydaci będą wykorzystywać ten stan Ukraińców - oceniła Vakaliuk.
Dziennikarka zaznaczyła, że "Ukraińcy chcą w pokoju, bo są wykończeni tą wojną, ale chcą wiedzieć, czy gdy będzie popisana ta umowa, to następnego dnia shadedy nie zaczną znowu atakować" i dlatego ważne są gwarancje bezpieczeństwa. - Najpierw był Krym, potem Donbas, a teraz wojna na pełną skalę. Rosja zawsze zabiera małe części, potem może będą chcieć, żeby był drugi oficjalny język rosyjski albo cerkiew rosyjska. To też broń, którą oni walczą i próbują Ukraińców wciągnąć do czasów radzieckich - mówiła.
Źródło: TVN24
Źródło zdjęcia głównego: facebook.com/GeneralStaff.ua