"Wołamy, nikt nie odpowiada". Maleją szanse na znalezienie żywych

Aktualizacja:

Coraz mniejsze są szanse na znalezienie żywych ludzi w całkowicie zasypanym przez lawinę hotelu w Abruzji w środkowych Włoszech. - Nadzieje są mniejsze z każdą godziną - przyznał w czwartek wieczorem burmistrz miejscowości Farindola Ilario Lacchetta. Według większości źródeł, spod śniegu wydobyto jak dotąd cztery ciała, los co najmniej dwudziestu kilku osób jest nieznany.

Lawina zeszła po serii trzęsień ziemi, do których doszło w środę w środkowych Włoszech. Hotel został niemal całkowicie przysypany przez śnieg. Lawina zasypała także drogę dojazdową, powaliła drzewa.

(19gen-8:30) #HotelRigopiano, Drago54 sta calando ora squadre soccorso #vigilidelfuoco con verricello su obiettivo pic.twitter.com/LQAhSRaSES— Vigili del Fuoco (@emergenzavvf) 19 stycznia 2017

Hotel jest zawalony

Pierwsza grupa ratowników dotarła na miejsce przy pomocy śmigłowca. Po całonocnym marszu na nartach przez śnieg dotarli do położonego na odludziu hotelu w czwartek rano. Według "La Repubblica" później do hotelu dotarła już także kolumna pojazdów, której drogę utorował spychacz. Przywiózł on kolejne ekipy ratownicze, m.in. z psami węszącymi.

Ratownicy weszli przez jedyną otwartą szczelinę. Cały gmach jest zasypany przez śnieg i rumowisko. Ekipy przedzierają się przez śnieg leżący w korytarzach hotelu w poszukiwaniu ludzi, którzy spędzili tam kilkanaście godzin od chwili zejścia lawiny. - Wołamy, ale nikt nie odpowiada - mówią. Według ich relacji towarzyszące im psy z pogotowia górskiego również nie wykryły obecności nikogo żywego.

Akcja na miejscu jest prowadzona w skrajnie trudnych warunkach - mówią ekipy. Podkreślają, że lawina, jaka tam zeszła, była olbrzymia. Część kilkupiętrowego budynku zawaliła się.

- Nie byliśmy w stanie wiele zdziałać. Budynek się zawalił. To bardziej sterta gruzu niż hotel - powiedział w rozmowie z agencją Reutra Antonio Crocetta, szef ratowników. - To, co zostało z hotelu, może się zawalić. Hotel jest niemal całkowicie zawalony - mówił.

- Kopiemy i szukamy ludzi. Wołamy, ale nikt nie odpowiada, nie słychać żadnych głosów - dodawał.

In arrivo nostri cinofili dopo viaggio tra muri di neve per ricerca dispersi di hotel #Rigopiano travolto da slavina. Si scava nelle neve. pic.twitter.com/p3XGhgpNRf— Polizia di Stato (@poliziadistato) 19 stycznia 2017

"Nie doliczyliśmy się ok. 30 osób"

Nie wiadomo ile dokładnie osób przebywało w hotelu w czasie zejścia lawiny. Pierwsze doniesienia wskazywały na to, że w hotelu Rigopiano koło Pescary było ponad 20 gości i kilka osób personelu. Na podanej przez media liście meldunkowej 23 gości hotelu nie ma żadnych polskich nazwisk.

Według doniesień mediów spod śniegu wyciągnięto na razie cztery ofiary śmiertelne. - Nie doliczyliśmy się ok. 30 osób. To goście i pracownicy Hotelu Rigopiano w Farindoli - informował wcześniej Fabrizio Curcio, szef departamentu włoskiej obrony cywilnej.

Wieczorem jednak agencja Ansa cytowała wypowiedź przedstawiciela władz regionu Abruzja, odpowiedzialnego za lokalny oddział Obrony Cywilnej, który oświadczył, że w hotelu mogło być nawet 35 osób.

Włoscy urzędnicy przestrzegali przed wysuwaniem przedwczesnych wniosków o śmierci uwięzionych osób. Na miejscu trwa akcja ratunkowa. Utrudnia ją to, że w ostatnich dniach na zbocze góry Gran Sasso spadło nawet 5 metrów śniegu.

Ekipy ratunkowe podały, że operacja w miejscu katastrofy potrwa jeszcze wiele godzin.

Nawet 30 osób w hotelu, dwóch ocalałych

Wcześniej stojący na czele prowincji Pescara Luciano D'Alfonso oświadczył na Facebooku, że w hotelu znajdowało się ok. 20 turystów oraz personel. Poinformował, że budynek "przesunął się o 10 metrów".

W innym wpisie poinformował, że uratowano dwie osoby, które w chwili zejścia lawiny były poza hotelem i naprawiały samochód. Są w dobrym stanie. D'Alfonso poinformował, że kilka osób jest rannych.

Burmistrz Farindoli Ilario Lacchetta napisał na Facebooku: "Lawina jest duża i całkowicie przykryła hotel. Obszar jest bardzo niebezpieczny".

W środę krótko przed tragedią hotel poinformował, że "ze względu na warunki pogodowe i silne śnieżyce nie działa telefon". Szefostwo hotelu prosiło gości o kontakt mailowy.

"Palą się światła, ale nie słychać głosów"

Zgodnie z informacjami włoskich mediów, pierwsi ratownicy dotarli do hotelu około godz. 4.40 nad ranem. Grupa ratunkowa złożona z 20 strażaków i dwóch ratowników górskich musiała przedzierać się przez duże zaspy i walczyć ze śnieżycami.

Po godz. 5 "La Repubblica" podała, że w hotelu "palą się światła, ale nie słychać głosów".

Zerowa widoczność

Ratunku, umieramy z zimna SMS od turysty uwięzionego w hotelu

Wcześniej w nocy włoska Obrona Cywilna ostrzegała, że dotarcie dużej grupy ratowników do hotelu Rigopiano w miejscowości Farindola będzie trudne. Jako powód podała bardzo złe warunki pogodowe w rejonie, nawiedzonym przez trzęsienie ziemi i atak srogiej zimy.

Ekipy zmagały się ze śniegiem, a dotarcie na miejsce utrudniało także to, że na okoliczne drogi dojazdowe zeszły następne lawiny. Akcję opóźniała niemal zerowa widoczność.

Ratownicy górscy poruszali się na nartach.

Jeden z gości hotelu, na który zeszła potężna lawina po silnym wstrząsie sejsmicznym w środę, wysłał SMS-a wzywając pomocy. "Ratunku, umieramy z zimna"- napisał.

Górski hotel Rigopiano jest położony na wysokości 1200 metrów n.p.m.

MSZ: nie ma informacji o Polakach

Rzeczniczka polskiego MSZ Joanna Wajda oświadczyła na Twitterze, że na razie ma informacji, by wśród poszkodowanych po zejściu lawiny w Farindola byli Polacy. "Służby konsularne monitorują sytuację" - dodała.

Hotel znajdował się w miejscowości Farindola we Włoszech | Google Maps

Autor: kg,pk,mm/adso,mtom,rzw / Źródło: PAP, La Repubblica, Reuters

Tagi:
Raporty: