Uratował mi życie. Jest ofiarą, nie zabójcą - przekonuje matka 18-letniego Włocha. Chłopak 30 kwietnia rzucił się z nożem na ojca, mężczyzna nie przeżył. Nastolatek tłumaczył, że zrobił to, by chronić matkę, bo ojciec wrzeszczał na nią i roztrzaskał jej telefon na głowie. Obrońcy wnioskowali, żeby mógł odbywać areszt w domu i dalej uczyć się do matury. Sąd właśnie wyraził na to zgodę.
Tragedia wydarzyła się 30 kwietnia późnym wieczorem przy ulicy De Amicisa w miejscowości Collegno. Głowa rodziny, Giuseppe P. miał rzucić się na Marię, swoją żonę. "Według zeznań członków rodziny zaczął popychać kobietę, później roztrzaskał jej telefon, uderzając ją nim w głowę. W tym momencie dwóch synów zdecydowało się interweniować" - donosi lokalny portal Fanpage.it.
Jeden z nich, 18-letni Alex, miał przy sobie nóż. "Jak wynika ze wstępnych oględzin zwłok 52-letniego Giuseppe, jego syn Alex zadał mu przynajmniej 20 pchnięć nożem" - pisała 1 maja włoska agencja prasowa ANSA. Chłopak celował w brzuch, plecy i klatkę piersiową. Po wszystkim sam zadzwonił po karabinierów. Kiedy pojawili się na miejscu, zabezpieczyli dwa noże i aresztowali 18-latka. Tłumaczył im, że zaatakował ojca, bo chciał chronić matkę.
"Zasługuje na normalne życie, jakiego nie miał"
Obrońcy chłopaka już na samym początku wnioskowali o areszt domowy, między innymi po to, żeby jego szkoła pozwoliła mu przystąpić do tegorocznej matury. Przygotowywał się do niej od kilku miesięcy. Apelowała też o to sama włoska minister szkolnictwa, Lucia Azzolina. "Szkoła hotelarska Arturo Prever w pierwszych dniach maja zgodziła się na to, żeby podszedł do matury ze względu na jego bardzo dobre wyniki" - pisze włoski dziennik "La Repubblica".
W poniedziałek odbyło się kolejne przesłuchanie w sprawie Alexa. Jego obrońca ponownie wnioskował o złagodzenie środka zapobiegawczego. - Ten chłopak zasługuje na normalne życie, jakiego nie miał przez ostatnie 18 lat - cytuje mecenasa "La Repubblica".
Sędzia mógł wybierać spośród pięciu rodzin, które zgłosiły się jako chętne, żeby przyjąć nastolatka na czas przygotowań do egzaminu dojrzałości. Do własnego domu wrócić nie może, bo jego matka i brat są naocznymi świadkami przestępstwa, ich zeznania w sprawie są kluczowe. Ostatecznie sąd zdecydował, że 18-latek może opuścić areszt i uczyć się do egzaminów w mieszkaniu jednego ze swoich kolegów z klasy.
Czytaj: Nie koronawirus, nie choroby współistniejące. Lorenzę i Alessandrę zabili partnerzy, Pamelę - syn
- Alex uratował mi życie. Zawsze wierzyłam w sprawiedliwość, a to jest jej potwierdzenie. Wiedziałam, że prędzej czy później sąd zrozumie jego położenie. Jest ofiarą, nie zabójcą - wyznała Maria P. w rozmowie z dziennikiem "La Stampa".
Sto telefonów dziennie
Jak pisze dziennik, policjanci z Collegno nie wiedzieli wcześniej o agresji ojca, zgłoszenie z nocy 30 kwietnia było pierwszym, jakie wyszło z adresu rodziny P.
O tym, że ojciec wyżywa się na rodzinie, miał wiedzieć za to wujek rodzeństwa. "Jesteś jedynym, którego słucha. Musisz interweniować natychmiast. My tu ryzykujemy życie" - taką wiadomość SMS, którą miał dostać mężczyzna, cytuje "La Stampa". Miał ją wysłać brat Alexa, Denis, chwilę po godzinie 22.
Z zeznań obu braci wynika, że ojciec był chorobliwie zazdrosny o ich matkę, kontrolował to, co robi i z kim się spotyka. Kiedy śledczy sprawdzili jego telefon, wyszło na jaw, że potrafił dzwonić do kobiety nawet ponad sto razy dziennie - donosi Fanpage.it.
Źródło: La Stampa, ANSA, La Repubblica, Fanpage.it
Źródło zdjęcia głównego: Google Maps