- Turcja jest zdeterminowana walczyć z terrorem. To jest pewnik, nie zawahamy się. Radzę nie sprawdzać naszej determinacji - ostrzegł w czwartek turecki minister SZ zaledwie dzień po przyznaniu wojsku prawa do takiej interwencji przez parlament.
Ali Babacan złożył takie oświadczenie w Egipcie, zaraz po spotkaniu z prezydentem tego kraju Hosnim Mubarakiem. Turcja od kilku tygodni ostrzega, że może wkroczyć militarnie do północnego Iraku - autonomicznego regionu, w którym rządzą Kurdowie.
Przeciwko takim groźbom, na ulicach miast Irbil i Dahuk, protestują tysiące mieszkańców Kurdystanu. Rząd autonomii wzywa zaś Ankarę do bezpośrednich rozmów, aby uniknąć konfliktu. Rozwiązanie dyplomatyczne popierają wszystkie zaangażowane strony: Irak wysłał specjalną misję do Turcji, Stany Zjednoczone, Rosja i Unia Europejska protestują przeciwko siłowemu rozwiązaniu.
Erdogan dostał zielone światło
Decyzja o samym ataku jeszcze nie zapadła, ale w razie czego się nie zawahamy! Recep Erdogan, premier Turcji
Za wnioskiem o zgodę na przekraczanie przez armię granicy z Irakiem głosowało 507 z 550 deputowanych, przeciw było 19 - poinformował przewodniczący parlamentu Koksal Toptan. Decyzję, która sankcjonuje wszczęcie operacji w ciągu najbliższego roku, poparły wszystkie ugrupowania polityczne, poza niewielką prokurdyjską partią DTP.
O taki wynik głosowania apelował wielokrotnie premier Recep Erdogan, który aktywnie agitował za możliwością militarnej interwencji przeciwko kurdyjskim separatystom. Wojna trwa od 23 lat, jednak nabrała tempa po niedawnej serii ataków na terytorium Turcji, w których zginęło 13 tureckich żołnierzy.
Turcja niezdecydowana
Zaproponowaliśmy ten krok dla pokoju i dobrobytu naszego kraju. Po jego zaakceptowaniu, uczynimy co konieczne dla interesów kraju turcja
Premier Erdogan zapewnia zaś, że decyzja o ataku jeszcze nie zapadła i wcale zapaść nie musi. Turecki rząd zapewne obawia się reakcji Stanów Zjednoczonych, Rosji i Unii Europejskiej, które stanowczo sprzeciwiają się inwazji. W przypadku tej ostatniej karą mogłoby być znaczne opóźnienie, bądź wręcz zawieszenie, wstępnych negocjacji o przystąpieniu do UE, jakie Turcja toczy od lat.
Cel: Partia Pracujących Kurdystanu
Powodem interwencji ma być aktywność separatystów, którzy od 1984 roku toczą z Turcją walkę o autonomię południowo-wschodnich regionów kraju. Na terytorium wschodniej Turcji, Armenii, północnego Iraku, Iranu, Syrii i Libanu mieszka łącznie 25 milionów Kurdów, którzy nigdy w historii nie posiadali własnego państwa. Obecnie, na terytorium północnego Iraku istnieje autonomiczny Kurdystan, który może właśnie stać się celem tureckiego ataku. Zdaniem tureckiej armii, w przygranicznych kryjówkach na północy Iraku może ukrywać się do 4 tys. separatystów z Partii Pracujących Kurdystanu.
Władze Kurdystanu zapewniały wielokrotnie, że nie udzielają PKK żadnego wsparcia, a rząd Iraku przed dwoma tygodniami podpisał z Turcją umowę, w której zobowiązuje się do zwalczenia zagrożenia dla Turcji. Konflikt pochłonął dotychczas około 30 tys. ofiar śmiertelnych po stronie tureckiej; po stronie kurdyjskiej liczba nie jest dokładnie znana, jednak może być nawet dwukrotnie wyższa.
Sprzeciw USA i UE
Z decyzją tureckiego parlamentu nie zgadza się prezydent USA George Bush. Podkreślił, że Turcja ma już wojska w Iraku. - Stacjonują tam one od jakiegoś czasu. Nie sądzimy, by w ich interesie było wysyłanie tam więcej żołnierzy - powiedział prezydent USA.
Komisja Europejska ma natomiast nadzieję, że Turcja uszanuje terytorialną integralność Iraku. - Jest bardzo ważne, by Turcja rozwiązywała ten problem poprzez współpracę między odpowiednimi władzami - zaznaczyła rzeczniczka KE Krisztina Nagy.
Źródło: tvn24.pl, TVN24, PAP
Źródło zdjęcia głównego: Reuters