"Widzieli siniaki, odesłali go do jego zabójców". Brytyjczycy pytają, kto zawinił ws. Daniela


- To nie pierwsza taka historia - komentują brytyjskie media po wyroku na opiekunów czteroletniego Daniela. Winą obarczają nie tylko służby i nauczycieli, którzy nie reagowali na siniaki chłopca i fakt, że kradł kolegom kanapki. - Zawiniła maniera "nie ja jestem winien". I niechęć do wnikania w problemy ludzi z innej klasy społecznej - oceniają.

"Ostatniego dnia w szkole Daniel desperacko szukał jedzenia. Gdy inne dzieci bawiły się plasteliną, on próbował ją jeść. Wyciągnął ze śmietnika pół gruszki, a potem zjadł kiełki fasoli, posadzone w ramach szkolnego eksperymentu. Dwa dni później już nie żył" - napisał "The Independent".

Chłopiec zmarł w marcu zeszłego roku. W piątek sąd uznał jego matkę i jej partnera winnych zabójstwa dziecka. Oboje zostali skazani na dożywocie. "Dziesięć dni temu pławiliśmy się w czułych obrazkach idealnej rodziny Kate i Williama. Teraz mamy do czynienia z czymś zupełnie przeciwnym: dwojgiem ludzi, którzy głodzili i katowali dziecko" - pisze Mary Dejevsky, komentatorka "The Independent".

"Widzieli siniaki, odesłali go do domu. Do jego zabójców"

Szokująca historia czterolatka poruszyła Brytyjczyków, ale niektóre media przypominają, że to nie pierwszy taki przypadek. W 2000 roku nagłówki gazet poświęcone były tragicznej historii małej Victorii, którą rodzice przywiązywali do krzesła, przypalali papierosami i bili łańcuchem od roweru. Na rozprawie sędzia wytknął "ślepą niekompetencję" ludzi, którzy mieli chronić dziewczynkę. O jej katowaniu wiedziały organizacje kościelne, służba zdrowia i NSPCC - organizacja zajmująca się zwalczaniem przemocy wobec dzieci. Gazety przypominają też sprawę "Baby P." z 2007 roku - mały chłopiec zmarł z powodu licznych urazów zadanych mu przez opiekunów mimo tego, że rodzina była pod kuratelą opieki społecznej. Teraz historia się powtórzyła. Służby, mimo że według sędzi miały aż 26 okazji, by zareagować, nie zrobiły nic lub zrobiły zbyt mało, by uratować Daniela. Pracownicy opieki społecznej odwiedzali dom Daniela, ale nie biły na alarm. Lekarze, którzy oglądali jego złamaną rękę, dali się przekonać, że to był wypadek. Nauczyciele, którzy widzieli jak chłopiec wyciąga jedzenie z koszy albo kradnie je kolegom przekonywali, że matka zabroniła im dokarmiać czterolatka. Zwrócili uwagę na siniaki na jego szyi, ale odesłali go do domu - do jego zabójców.

"Nie ja jestem winien"

"The Independent" sugeruje, że być może zawiniło pochodzenie chłopca - jego opiekunowie nie władają dobrze angielskim, on sam też miał trudności. "Być może dlatego nie mógł zwierzyć się nauczycielom?" - pyta gazeta. Ale zwraca uwagę również na coś innego: niechęć Brytyjczyków z klasy średniej do wnikania w problemy ludzi, prowadzących inny styl życia. "Dziewczynki z krajów afrykańskich, w których praktykowane jest obrzezanie kobiet, mają prawną gwarancję na Wyspach, że je to ominie. Ale dlaczego nie przeprowadza się żadnych badań? Francuzi się o to postarali" - punktuje "The Independent". "Daily Mail" pisze z kolei, że zawiniła brytyjska maniera "nie ja jestem winien". W przypadku "Baby P." posadę straciła dyrektorka opieki społecznej dla dzieci, ale kobieta przekonywała, że stała się ofiarą nagonki. Żaliła się, że straciła pracę i żądała wysokiego odszkodowania.

"Nie zadawaj pytań"

"Teraz powstanie raport o tym, co się stało i jakie zaniedbania popełniły służby. Ale w tym wszystkim zginie fakt, że chodzi o dzieci, o prawdziwych ludzi, a nie o procedury" - prognozuje gazeta. Podkreśla również, że częściowo winna jest brytyjska polityka "nie zadawaj pytań". Imigranci przybywający na Wyspy nie są sprawdzani, a służby niechętnie wtrącają się w ich życie. "Daily Mail" pyta również, dlaczego ojczym Daniela nie został deportowany, mimo że trzy razy trafił do więzienia, a w Polsce poszukiwany był za jazdę po pijanemu. "Czasem boimy się, że interwencja przyniesie więcej złego niż dobrego. Ale w praktyce dzieciom jest lepiej w rodzinach zastępczych. Nadal jesteśmy zbyt optymistyczni w stosunku do rodziców, którzy zaniedbują dzieci" - komentuje Martin Narey z "Guardiana". "Możemy mieć tylko nadzieję, że wyciągniemy lekcję ze sprawy Daniela tak, że podobna historia już nigdy się nie powtórzy" - dodaje.

Autor: jk/iga / Źródło: independent.co.uk, dailymail.co.uk, guardian.co.uk