Chińskie media lokalne twierdzą, że lotnisko, na którym we wtorek w nocy miejscowego czasu rozbił się samolot z 96 osobami na pokładzie, według przepisów "w zasadzie" nie powinno działać po zmroku. Ocalali z katastrofy pasażerowie twierdzą natomiast, że pas startowy w ogóle nie był oświetlony. Zaprzecza temu lokalny szef partii komunistycznej.
Katastrofa w północno-wschodnim chińskim mieście Yichun jest najtragiczniejszym w skutkach wypadkiem lotniczym w Chinach od 2004. W rozbitym Embraerze 190 było 96 osób, 42 nie przeżyły katastrofy.
Trudne warunki
Lotnisko w Yichun jest jednym z licznych otwartych niedawno małych chińskich lotnisk lokalnych. Są one masowo budowane, aby wspomóc rozwój ekonomiczny mniejszych miast.
Pośpiech w budowie lotnisk nie zawsze jednak zbiega się ze starannością i dochowaniem wierności przepisom. Lokalna gazeta "Caijing", powołując się na miejscowe przepisy, twierdzi nawet, że obsługujący samoloty od ubiegłego roku port lotniczy "w zasadzie" nie powinien działać w nocy.
Potwierdzają to pośrednio pasażerowie, którzy przeżyli katastrofę. Twierdzą, że podczas podejścia do lądowania i tuż przed uderzeniem w ziemię nie widzieli żadnego oświetlenia.
Partia: to kłamstwo
Tej wersji zaprzeczaszef lokalnego komitetu partii. Według niego załoga przed lądowaniem zgłosiła, że widzi światła pasa i normalnie podchodzi do lądowania. Dodał że jeden z pilotów ocalał z poważnymi ranami twarzy.
Twarde lądowanie
Na oficjalną przyczynę katastrofy trzeba jednak będzie jeszcze poczekać. Na razie władze zbierają zeznania ocalonych i świadków. - Samolot bardzo mocno uderzył w ziemię, odbił się i rozpadł - twierdzi Xue Xilai, jeden z 52 szczęśliwców.
- Kiedy tylna część maszyny zetknęła się z pasem, poczułem bardzo silny wstrząs. Potem samolot zaczął się rozpadać - mówił na antenie telewizji państwowej inny ocalały. - Zacząłem biec, ale nie było żadnego wyjścia. W końcu zobaczyłem pęknięcie w kadłubie i udało mi się wydostać na zewnątrz. - dodał.
Źródło: Reuters