W stolicy Burundi - Bużumburze - słuchać było w czwartek strzały i wybuchy. Żołnierze popierający próbę puczu przeciwko prezydentowi Pierre'owi Nkurunzizie walczyli z siłami lojalnymi wobec głowy państwa.
W środę generał Godefroid Niyombare, którego w lutym prezydent odwołał ze stanowiska szefa wywiadu, ogłosił, że odwołał prezydenta za to, iż wbrew konstytucji zabiega o trzecią kadencję. Obwieścił też, że zdymisjonował rząd i pracuje z przedstawicielami społeczeństwa obywatelskiego nad utworzeniem rządu tymczasowego.
Prezydent był w tym czasie w Tanzanii na spotkaniu z przywódcami państw regionu, poświęconym politycznemu kryzysowi w Burundi. Nie wiadomo, gdzie przebywał w czwartek, ale jego biuro poinformowało na Twitterze, że Nkurunziza wzywa do zachowania spokoju i że sytuacja jest pod kontrolą. W centrum Bużumbury dochodziło w czwartek do wymiany ognia między żołnierzami lojalnymi wobec prezydenta, którzy strzegą państwowej rozgłośni RTNB, a siłami popierającymi generała Niyombare. Szef sztabu sił zbrojnych Burundi generał Prime Niyongabo ogłosił w środę wieczorem, że jest "przeciwko generałowi Niyombare". W zamieszkach ulicznych, które przed ponad dwoma tygodniami wybuchły w Bużumburze w związku z planami prezydenta, zginęło ponad 20 osób. USA i Unia Europejska skrytykowały Nkurunzizę za zamiar ponownego kandydowania.
Kryzys konstytucyjny
Konstytucja Burundi stanowi, że prezydent może być wybrany w wyborach powszechnych na dwie kolejne kadencje. Nkurunziza twierdzi, że może się ubiegać o następną kadencję, ponieważ na pierwszą został wybrany przez parlament, a nie w wyborach powszechnych. Burundi, była kolonia belgijska w środkowej Afryce, jest niepodległe od 1962 roku. Od tego czasu kraj był wielokrotnie wstrząsany konfliktem na tle etnicznym - walkami między Hutu, stanowiącymi większość, a mniejszością Tutsi. Szacuje się, że w sumie konflikt ten pochłonął ok. 300 tys. ofiar śmiertelnych. W 2000 roku w Tanzanii zawarto porozumienie pokojowe w obecności ówczesnego prezydenta USA Billa Clintona.
Autor: mtom / Źródło: PAP
Źródło zdjęcia głównego: Reuters