Rodzina Donalda Trumpa miała stać za nim murem, ale w tej kampanii prezydenckiej coś się w tym murze ewidentnie sypie. Mężowi Kamali Harris, który miał być jej "tajną bronią" i "symbolem nowoczesnej męskości", wyciągnięto niechlubny postępek w dawnych lat. Pierwsze rodziny Stanów Zjednoczonych nie są idealne, jak z obrazka. Ale czy to zaszkodzi kandydatom na prezydenta?
Gdy 20 stycznia 2017 roku Donald Trump składał przysięgę prezydencką, piątka dzieci utworzyła wokół ojca prawdziwy mur. W rzędzie stali najstarsi: Donald Jr., Ivanka i Eric, czyli trio ze związku z Ivaną Trump, a także Barron Trump, syn prezydenta i Melanii, oraz córka Tiffany ze związku z Marlą Maples.
Jak zauważyła Emily Jane Fox w książce "Born Trump: Inside America's First Family" ("Urodzony Trump: w pierwszej rodzinie Ameryki"), Trump "nigdy nie był ideałem pater familias (ojca rodziny - red.)". Dzieci miał z trzema kobietami, począł je na przestrzeni czterech dekad, a rodzinne relacje miewały liczne turbulencje, relacjonowane z pikantnymi szczegółami w tabloidach, czego dwa rozwody były tylko ukoronowaniem.
Być jak ród Kennedych
Dzieci chciał Donald Trump mieć piątkę, bo - jak kiedyś powiedział przyjacielowi, co cytowało "Vanity Fair" - "przy piątce będę wiedział, że jedno z nich na pewno wyrośnie na takiego jak ja". Nie wydaje się jednak, by bardzo angażował się w proces wychowania. "Nie wiedział, jak mówić językiem dzieci" - usprawiedliwiała go była żona Ivana Trump. Ale też nieczęsto miał ku temu okazję. Ich wspólne potomstwo wychowywały surowe nianie sprowadzane kolejno z Niemiec, Szwajcarii i Irlandii. Przebywając w domu, dzieci były odizolowane na własnym piętrze Trump Tower. Otoczone luksusem, żyły jednak w rygorze, według ścisłego harmonogramu: pobudka o świcie, śniadanie, krótka wizyta w biurze ojca, szkoła, zajęcia dodatkowe, powrót do domu, krótkie przywitanie się z ojcem i odmaszerowanie na swoje piętro. Gdy podrosły, były wysyłane do szkół z internatem.
Nie jest tajemnicą, że bywały karane, również biciem. Ivana Trump, jak sama o tym opowiadała, była surową egzekutorką wychowawczego reżimu. "Moja matka była o wiele surowsza niż mój ojciec, gdy dorastaliśmy" - wyznała kiedyś Ivanka w wywiadzie dla "Evening Standard". "Nie zadzierało się z matką" - dodała. Opowiadała też, że gdy była naprawdę nieposłuszna, Ivana ściągała jej spodnie i dawała klapsy nawet na oczach przyjaciół córki. Potwierdził to Eric w książce "Raising Trump: Family Values from America's First Mother" ("Wychowując Trumpa: wartości rodzinne od pierwszej matki Ameryki"). "Mama nie bała się dawać klapsów" - mówił. "Jeśli któreś z nas zawaliło, było karane, więc uczyliśmy się zachowywać".
W wywiadzie w 2018 roku Ivana opisała, jak zakończył się etap wychowywania przez matkę: "Kiedy dzieci miały 21 lat, dzwoniłam do Donalda i oświadczałam: oto produkt końcowy, a teraz twoim zadaniem jest kontynuowanie".
Wbrew założeniom ojca żadne z dzieci nie okazało się jego idealnym klonem.
Zamiast tego wyrosły na serię częściowych awatarów, z których każdy reprezentował indywidualny szczep jego osobowościzauważa Emily Jane Fox
I wymienia, że Don Jr. stał się "pitbullem", Ivanka - "showmanką", Eric zaś odziedziczył po ojcu namiętność do nieruchomości. Ich uzupełniające się osobowości sprawiły, że stali się skutecznymi współpracownikami w rodzinnym biznesie. A teraz mieli wesprzeć ojca w jego życiowej roli 45. prezydenta USA. Autorka książki "Born Trump" komentowała, że chcieli być jak ród Kennedych, ale - ze względu na popularność, plotki i rodzinne skandale - bardziej przypominali Kardashianów.
Podczas kampanii prezydenckiej odgrywali konkretne role: "Pittbul" Don Jr. jako zagorzały zwolennik prawa do posiadania broni, według Emily Jane Fox, "prawdopodobnie jedyny prawdziwy konserwatysta w rodzinie", został wysłany na kampanijny szlak. Ivanka miała być pomostem do kobiet i ratować ojca, gdy za daleko zapędzał się ze swoimi seksistowskimi komentarzami. Jej mąż Jared Kushner awansował na wysokie stanowisko w kampanii teścia. Najmłodszy Eric jako skrupulatny menedżer pilnował za kulisami, czy ojciec ma na listach właściwych ludzi.
Michael Cohen, jeden z prawników Trumpa, który przez lata ściśle współpracował z rodziną, ujął to zwięźle: "Są jak minisuperboty, minivoltrony. Razem tworzą całość" (nawiązanie do filmu animowanego, w którym ratujący wszechświat Voltron to gigantyczny robot składający się z pięciu Lwów Voltrona - red.).
Gdzie jest Ivanka, w co gra Melania
Osiem lat później, podczas kampanii prezydenckiej 2024, ta "całość" się sypie. Ivanka i Jared Kushner, w czasie pierwszej kadencji Trumpa najbardziej wpływowi członkowie rodziny - ona wielokrotnie reprezentowała ojca i jego administrację, on piastował stanowisko starszego doradcy - teraz publicznie zdystansowali się od kampanii. - Bardzo kocham mojego ojca. Tym razem jednak decyduję się na priorytetowe traktowanie moich małych dzieci (mają trójkę - red.) i życia prywatnego, które tworzymy jako rodzina. Nie planuję angażować się w politykę - oświadczyła Ivanka.
W tym czasie Eric Trump - jak zauważa BBC - "unika publicznego rozgłosu", skupiając się raczej na rodzinnym biznesie. Nawet "pitbull" Don Trump Jr. pojawia się w trakcie kampanii sporadycznie, choć zdaniem BBC, mógł mieć wpływ na wybór "swojego przyjaciela" J.D. Vance'a na kandydata na wiceprezydenta. 18-letni Barron pozostaje z dala od polityki, właśnie zaczyna studia. 30-letnia Tiffany ze związku z Marlą Maples nigdy nie pełniła żadnej funkcji w otoczeniu ojca.
Rodzina pojawiła się niemal w komplecie (zabrakło Barrona) jedynie w lipcu na konwencji Partii Republikańskiej w Milwaukee, kiedy to Trump został oficjalnie kandydatem w wyborach prezydenckich. Ale głos zabrali tylko najstarsi synowie i wnuczka, najstarsza z dziesięciorga wnucząt 17-letnia Kai Trump. Opowiedziała, że dla niej były prezydent jest "normalnym dziadkiem", który "daje słodycze i napoje gazowane, gdy rodzice nie patrzą". - Dziadku, jesteś dla mnie inspiracją i kocham cię. Media sprawiają, że dziadek wydaje się inną osobą, ale ja znam go takiego, jakim jest naprawdę - mówiła córka Dona Trumpa Jr.
Amerykańskie media zwracają przede wszystkim uwagę na milczenie Melanii. W latach ubiegłych była pierwsza dama sumiennie przestrzegała zwyczaju, wygłaszając przemówienia na konwencjach republikanów, by poprzeć kandydaturę męża. Teraz - jak pisze brytyjski "Telegraph", powołując się na anonimowych informatorów - "podejmowano intensywne wysiłki, aby przekonać Melanię do zabrania głosu". Odmówiła. Przybyła sama, tylko na ostatnią noc, i stała w milczeniu obok męża. Gdy wyjątkowo wystąpiła na dwóch zbiórkach funduszy, otrzymała za to wynagrodzenie w wysokości 237 tysięcy dolarów, co media opisują jako "nietypowe" w przypadku potencjalnej pierwszej damy.
Prawdziwą przedwyborczą bombą okazało się jednak ujawnienie fragmentów książki Melanii, która ukazała się kilka dni temu, 8 października. Była pierwsza dama stwierdza w niej nieoczekiwanie, że popiera prawo do aborcji "bez żadnej ingerencji lub nacisków ze strony rządu". Tymczasem Donald Trump regularnie przypisuje sobie zasługę za uchylenie orzeczenia Roe versus Wade, co doprowadziło do uchwalenia surowych ograniczeń w zakresie terminacji ciąży w stanach, gdzie większość stanowią republikanie.
Pojawiły się pytania: w co gra Melania Trump, gdy nagle staje w obronie prawa do aborcji? "Guardian" zastanawia się:
Nie jest jasne, czy była pierwsza dama próbuje pomóc mężowi, czy mu zaszkodzić? A może chce go zranić?
Były prezydent zapewnił tymczasem w stacji Fox News, że rozmawiał z żoną o uwzględnieniu w autobiografii jej poparcia dla praw aborcyjnych i doradził, żeby "pisała to, w co wierzy". - Ona jest bardzo kochana. Ludzie kochają naszą byłą pierwszą damę. Mogę ci to powiedzieć - przekonywał w rozmowie z dziennikarzem.
W mediach pojawiają się różne odpowiedzi na pytanie, dlaczego rodzina nie stoi już murem za Donaldem Trumpem. CNN pisze, że sprawa aktorki porno Stormy Daniels i płacenia jej za milczenie o rzekomym romansie "zabolała pierwszą damę" i "nadwerężyła ich małżeństwo". Dzieci, na których oczach przed laty rozgrywał się publiczny skandal, gdy ich ojciec zdradził matkę z Marlą Maples, też miały prawo nie znieść tego dobrze. Do tego kolejne procesy w sądzie, które mogły zaszkodzić rodzinnym biznesom. Wreszcie poglądy i działalność ojca miały - jak pisze CNN - narazić Ivankę i jej męża na ostracyzm towarzyski. Jej odwrócenie się od ojca musiało być dla niego szczególnie dotkliwe. To w niej przecież przed laty widział swoją następczynię, przyszłego prezydenta Stanów Zjednoczonych.
Plama na "modelowym patchworku"
Na tym tle sytuacja w rodzinie Kamali Harris wydaje się stabilna, choć i tu nie obyło się bez wstrząsu. W opozycji do tego, jak można sobie wyobrażać "bezdzietną kociarę" - tak określił Kamalę Harris J.D. Vance - kandydatka na prezydenta USA ma wokół siebie dużą, utrzymującą ze sobą dobry kontakt familię. BBC pisze o niej "big, blended" (duża, patchworkowa). Podczas sierpniowej konwencji demokratów w Chicago Harris przedstawiała swoich bliskich, podkreślając, że ich wsparcie pomogło jej dotrzeć tu, gdzie dziś jest.
Swego męża Douga Emhoffa poznała w 2013 r., gdy pełniła funkcję prokuratora generalnego Kalifornii. Jak pisze w jej biografii Dan Morain, "dla Kamali Harris randki stanowiły poważny problem", bo
większość mężczyzn obawiała się spotykać z - jak mawiano - pierwszą gliną Kalifornii.
Umówili ich wspólni znajomi. Emhoff opowiadał podczas konwencji demokratów, jak dzwoniąc po raz pierwszy, starał się uwodzicielsko przeciągać samogłoski, a gdy już powiedział zalotnie: Hej, tu Dooouuug…, poczuł się tak zażenowany, że "próbował wychwycić te słowa z powietrza i po prostu włożyć je sobie z powrotem do ust". Jego niezwykle udany, zabawny i ciepły występ został uznany za jedną z mocniejszych stron konwencji, na której Kamala Harris została ogłoszona oficjalną kandydatką demokratów w wyborach prezydenckich.
Tego, że data 22 sierpnia była zarazem dniem ich 10. rocznicy ślubu, nie wymyśliliby najlepsi stratedzy. - I wszystkiego najlepszego z okazji rocznicy, Dougie. Kocham cię tak bardzo - zwróciła się do męża po jego wystąpieniu Kamala Harris.
Popularność Emhoffa, 59-letniego prawnika, dotąd mało znanego opinii publicznej, dosłownie eksplodowała w następnych dniach. Korespondent "Le Monde" pisał wręcz o "dougmanii", odnotowując, że Emhoffa okrzyknięto "współczesnym symbolem seksu" i ucieleśnieniem "wyluzowanego amerykańskiego taty" ("Washington Post"). A także "tajną bronią Kamali Harris" ("Boston Globe"). Akcesoria z jego wizerunkiem również odniosły sukces. Za około 100 dolarów można było kupić kompletny zestaw Doug-fana, od kubków po plakaty i koszulki z twarzą Emhoffa.
Oboje z żoną już wcześniej przeszli do historii. W 2020 roku, kiedy Harris zapisała się w kronikach jako pierwsza czarnoskóra i pochodząca z Azji Południowej kobieta obejmująca stanowisko wiceprezydenta, Emhoff stał się pierwszym w historii mężem amerykańskiej wiceprezydent. W tym samym roku opuścił swoją kancelarię prawniczą, aby w pełni poświęcić się roli drugiego dżentelmena i wspierać karierę żony. Teraz ma szansę stać się pierwszym w historii dżentelmenem. Korespondent "Le Monde" stwierdził, że ten 59-letni prawnik to
symbol nowoczesnej, postępowej i feministycznej męskości,
"antyteza Donalda Trumpa". I że razem z Kamalą Harris "tworzą modelową rodzinę patchworkową". Małżeństwo wiceprezydentki uczyniło z niej macochę dla Cole'a i Elli, dwójki dzieci Emhoffa z pierwszego małżenstwa. Harris często mówiła, że ze wszystkich jej licznych tytułów bycie "momalą" - termin wymyślony przez pasierbów - jest najważniejsze. 30-letni Cole jako prawnik działa w branży rozrywkowej, pracował m.in. w firmie producenckiej Brada Pitta Plan B. 25-letnia Ella jako modelka chodziła w pokazach mody Balenciagi i Proenza Schouler. W 2021 r. uruchomiła własną markę odzieży. Oboje są gorącymi zwolennikami Harris. - "Najwspanialsza macocha na świecie",
jesteś opoką nie tylko dla naszego taty, ale dla trzech pokoleń naszej wielkiej patchworkowej rodziny
- mówiła Ella podczas konwencji demokratów. Każdego wieczoru konwencji oboje pojawiali się w rodzinnej loży Harris-Walz, dopingując swoją "momalę" i nosząc kampanijne gadżety.
Ale i w tej rodzinie wypadł trup z szafy. Poważnym cieniem na wizerunku Douga Emhoffa położyły się doniesienia portalu Daily Mail o tym, że zdradził swoją pierwszą żonę z nianią córki. Odkrycie romansu przez Kerstin Emhoff w 2009 roku doprowadziło parę do rozwodu. Drugi dżentelmen przyznał się do romansu w oświadczeniu dla CNN, nie odnosząc się do domniemanej ciąży swojej kochanki. "Podczas mojego pierwszego małżeństwa Kerstin i ja przeszliśmy przez trudne chwile z powodu moich działań. Wziąłem za to odpowiedzialność. W latach, które nastąpiły później, przepracowaliśmy to jako rodzina i wyszliśmy z tego silniejsi" - przekazał.
Jak przystało na "modelową patchworkową rodzinę", Kerstin Emhoff wyraziła poparcie dla eksmałżonka. "Doug i ja postanowiliśmy zakończyć nasze małżeństwo z różnych powodów, wiele lat temu" - napisała w oświadczeniu dla "Washington Post". "Jest wspaniałym ojcem dla naszych dzieci, nadal jest dla mnie wspaniałym przyjacielem i jestem naprawdę dumna z ciepłej i wspierającej rodziny patchworkowej, którą Doug, Kamala i ja zbudowaliśmy razem" - zaznaczyła.
Wcześniej stanęła też w obronie Harris, gdy powróciły komentarze J.D. Vance'a na temat "bezdzietnej kociary". "Od ponad 10 lat, odkąd Cole i Ella byli nastolatkami, Kamala jest współrodzicielką z Dougiem i ze mną" - przekazała w oświadczeniu dla CNN. "Jest kochająca, troskliwa, zaciekle opiekuńcza i zawsze obecna. Uwielbiam naszą połączoną rodzinę i jestem wdzięczna, że ją (Kamalę Harris - red.) w niej mam" - zapewniła.
"Pierwsze rodziny doganiają Amerykę"
Politico zwraca uwagę, że jeśli pierwsze rodziny USA nie przypominają idealnych obrazków w stylu familijnych seriali z lat 50., w dzisiejszych czasach może to działać na ich korzyść. "Pierwsze rodziny w końcu doganiają Amerykę" - pisze opiniotwórczy portal. I wylicza, że według danych Pew Research Center ponad jedna trzecia dzieci w USA nie mieszka z dwojgiem rodziców będących w związku małżeńskim, a prawie jedno na sześcioro dzieci żyje w patchworkowym gospodarstwie domowym z rodzicami zastępczymi lub z przyrodnim rodzeństwem.
Zarówno rodzina Kamali Harris, jak i Donalda Trumpa wpisują się w te statystyki. Rozwód w przypadku kandydata na prezydenta czy jego partnera jeszcze niedawno był trudny do pomyślenia. Teraz wybaczany jest nawet przez konserwatywnych wyborców. Jeśli zaś chcą tradycyjnej, konserwatywnej rodziny, mają to u kandydata na wiceprezydenta J.D. Vance’a. Bez skandali, bez rozwodu, mąż, żona i trójka dzieci w wieku sześciu, czterech i dwóch lat. - Moim najważniejszym amerykańskim marzeniem było zostanie dobrym mężem i dobrym ojcem. Chciałem dać moim dzieciom rzeczy, których sam nie miałem, kiedy dorastałem (dzieciństwo w dysfunkcyjnej rodzinie opisał w autobiograficznej książce "Elegia dla bidoków" - red.). I to jest osiągnięcie, z którego jestem najbardziej dumny - podkreślał Vance podczas konwencji Partii Republikańskiej.
CZYTAJ TEŻ: MA SZANSĘ BYĆ DRUGIM NAJPOTĘŻNIEJSZYM CZŁOWIEKIEM W AMERYCE. A NIEDŁUGO MOŻE NUMEREM JEDEN >>>
Jego konkurent, kandydat na wiceprezydenta z ramienia demokratów Tim Walz, dopełnia obraz swoim doświadczeniem walki wraz z żoną o "cud zapłodnienia in vitro". Otwarcie mówią o tym, że przeszli długą, trudną drogę, by mieć dzieci.
CZYTAJ TEŻ: "TATA AMERYKI" KONTRA "DZIWNI GOŚCIE" >>>
Jako szczęśliwy ojciec 23-letniej Hope i 18-letniego Gusa Tim Walz zwrócił się do J.D. Vance'a, zdeklarowanego wroga zapłodnienia pozaustrojowego: "Nawet jeśli nigdy nie przeszedłeś przez piekło niepłodności, ktoś, kogo znasz, przeszedł. Kiedy Gwen i ja mieliśmy problemy z zajściem w ciążę, niepokój i frustracja przesłoniły słońce". I ocenił:
Sprzeciw J.D. Vance’a wobec cudu zapłodnienia in vitro jest bezpośrednim atakiem na moją rodzinę i wiele innych.
Między demokratami a republikanami trwa licytacja o to, która partia jest bardziej "prorodzinna", ale rodzinę rozumieją inaczej. Prominentne postacie po prawej stronie sceny politycznej, z J.D. Vance’em na czele, akcentują potrzebę powrotu do tradycyjnej struktury, widząc w tym receptę na wiele problemów społecznych: spadający wskaźnik urodzeń, coraz słabsze wyniki dzieci w nauce, przestępczość młodocianych. Demokraci tymczasem formułują wizję rodziny, która obejmuje rodziny patchworkowe, pary tej samej płci, rodziny adopcyjne czy samodzielnych rodziców. "To bardziej przypomina dzisiejszą Amerykę niż tradycyjna rodzina nuklearna, która jest w związku małżeńskim od 25 lat i ma dwójkę dzieci"- podkreślał w rozmowie z Politico Rick Davis, konsultant polityczny związany z republikanami (sic!), nazywając rodzinę Harris "klasyczną nową rodziną nuklearną".
Jednocześnie ataki na małżeństwa kandydatów na prezydenta nie mają siły rażenia. Nawet romanse, których wykrycie kiedyś przekreślało szanse kandydata na najwyższy fotel, wydają się nie mieć już dużego znaczenia. Demokraci - jeśli atakowali Trumpa w związku ze sprawą Stormy Daniels - nie mówili o domniemanym romansie z gwiazdą porno, ale o fałszowaniu dokumentacji w związku z ukrywaniem zapłaty za jej milczenie. A dwa rozwody? - Donald Trump jest w trzecim małżeństwie. Oczywiście po mojej stronie barykady nie widzę w tym nic złego, bo takie jest życie - komentuje konsultantka polityczna, demokratka Karen Finney.
Stratedzy obu partii wskazują na zmieniające się standardy dotyczące kampanii prezydenckiej, ale też na ewolucję postaw kulturowych. Donald Trump staje do boju, być może mając przeciwko sobie własną małżonkę. Kamala Harris ma za sobą mocne wsparcie najbliższych. Ale czy to może przeważyć szalę zwycięstwa?
Autorka/Autor: Anna Zaleska / a
Źródło: tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: Fred Watkins/Disney General Entertainment Content via Getty Images