Donald Trump nie może zakończyć wojny na Ukrainie samodzielnie, ale mógłby zacząć proces negocjacji między Moskwą a Kijowem - ocenił analityk dr Jamie Shea, były wysokiej rangi urzędnik NATO. Zastrzegł przy tym, że przyszły prezydent USA "lubi szybkie zwycięstwa" i "nie jest znany z skomplikowanych, długoterminowych negocjacjach". Ekspert stwierdził też, że Trump nie zdecyduje się na odcięcie pomocy dla Kijowa, bo znacznie osłabiłoby jego pozycję negocjacyjną. A - jak wskazywał - "Trump nie chce wyglądać na słabego i pozbawionego siły nacisku".
- Trump nie może zakończyć wojny samodzielnie. To zależy od (Władimira) Putina i (prezydenta Ukrainy Wołodymyra) Zełenskiego. Jeśli zdecydują się dalej walczyć, (Donald) Trump nie będzie mógł z tym wiele zrobić, przynajmniej w krótkim okresie – ocenił brytyjski analityk dr Jamie Shea, były wysokiej rangi urzędnik NATO.
Zwrócił uwagę, że zakończenie wojny jest bardzo skomplikowaną kwestią, o ile żadna ze stron nie ogłosi bezwarunkowej kapitulacji. Wskazywał, że potrzebne są porozumienia o wycofaniu wojsk i ciężkiego uzbrojenia, wymianie jeńców, strefach zdemilitaryzowanych, rozminowaniu, międzynarodowym nadzorze. - Tego nie da się zrobić w 24 godziny – zaznaczył.
Jego zdaniem "Trump mógłby zacząć proces negocjacji między Moskwą a Kijowem, którego gospodarzem mogłaby być na przykład Turcja, która wcześniej odgrywała taką rolę". - Ale pozostaje wiele pytań. Jaki byłby plan pokojowy USA? W tej chwili takiego nie ma. W jaki sposób Trump może wywrzeć nacisk na Putina? Więcej sankcji? Groźby dozbrojenia Ukrainy? - zastanawiał się brytyjski ekspert.
Jak mówił prezydent elekt "lubi szybkie zwycięstwa, ale nie jest znany ze skomplikowanych, długoterminowych negocjacji i przykładania uwagi do detali". W ocenie Shea zamiast Ukrainą może być bardziej zainteresowany Bliskim Wschodem czy Chinami.
"Poczeka, by przekonać się, czy uda mu się przyciągnąć Putina i Zełenskiego do stołu"
Były wysokiej rangi urzędnik NATO przestrzegł, że rozmowy pokojowe mogłyby się przerodzić w "kolejny proces miński" i doprowadzić do "zamrożonego konfliktu, którego strony odbywają niekończące się spotkania, udając, że negocjują, podczas gdy walki trwają, choć z mniejszą intensywnością".
Ekspert podkreślił, że odcięcie przez Trumpa wsparcia dla Kijowa w czasie, gdy ewentualne rozowy pokojowe nawet się nie rozpoczęły, znacznie osłabiłoby jego pozycję negocjacyjną. - Trump nie chce wyglądać na słabego i pozbawionego siły nacisku. Putin nie odczuwałby dużej presji, by iść na ustępstwa. W istocie Trump groził przekazaniem Ukrainie większej ilości amerykańskiej broni, jeśli Putin odmówi rokowań – dodał.
Natomiast jeśli Rosja osiągnie postępy na polu bitwy i będzie mogła liczyć na północnokoreańskich żołnierzy, Puitn może nie odczuwać potrzeby negocjacji, chyba że Ukraina zgodzi się na duże ustępstwa terytorialne i drakońskie warunki, takie jak porzucenie aspiracji do członkostwa w UE i NATO oraz demilitaryzację. - To byłoby katastrofalne dla bezpieczeństwa Zachodu i niemożliwe do zaakceptowania dla Ukrainy – dodał Shea.
- Mam przeczucie, że Trump nie odwoła obecnych transferów militarnych, działań szkoleniowych ani dzielenia się informacjami wywiadowczymi natychmiast, lecz poczeka, by przekonać się, czy uda mu się przyciągnąć Putina i Zełenskiego do stołu negocjacyjnego i ocenić, który z nich zachowuje się bardziej konstruktywnie - mówił.
Istotna pomoc militarna z Ameryki
Zwrócił też uwagę, że Trump przejmie formalnie władzę dopiero 20 stycznia przyszłego roku, co oznacza, że ustępująca administracja prezydenta Joe Bidena ma jeszcze kilka miesięcy, by "dostarczyć na Ukrainę tyle broni, ile to możliwe" w ramach pakietów ogłoszonych w ostatnich tygodniach.
Jego zdaniem Biden musi jak najszybciej zaplanować wydanie 9 miliardów dolarów przewidzianych na wsparcie dla Ukrainy, by Trumpowi trudniej było je wycofać. Problemem mogą być powolne procedury biurokratyczne i fakt, że wiele z tego uzbrojenia ma dopiero zostać wyprodukowane.
- Jeśli jednak Biden i jego współpracownicy będą w stanie przyspieszyć ten proces, Ukraina znajdzie się w lepszej pozycji do powstrzymania rosyjskiego natarcia i przetrwania zimy, w tym obrony swojej sieci energetycznej przed rosyjskimi pociskami i dronami - podkreślił analityk.
Dr Jamie Shea był rzecznikiem NATO m.in. w czasie interwencji Sojuszu Północnoatlantyckiego w Kosowie w 1999 roku, a w latach 2010-2018 pełnił funkcję zastępcy sekretarza generalnego NATO ds. nowych wyzwań związanych z bezpieczeństwem. Obecnie jest związany z kilkoma instytucjami naukowymi, m.in. z Uniwersytetem w Exeter i think tankiem Chatham House.
Źródło: PAP
Źródło zdjęcia głównego: PAP/Alena Solomonova