- Zrozumiałe, że nie byli to przestępcy. To nie jest kwestia o charakterze kryminalnym, lecz kwestia współdziałania struktur siłowych, o którym nic mi nie wiadomo - powiedział rano Poliszczuk agencji Interfax-Ukraina.
- Najprawdopodobniej działały tu służby innych państw. Do takiego wniosku można dojść po obejrzeniu nagrań, na których widać, jak jest on prowadzony przez pracowników Federalnej Służby Bezpieczeństwa - oświadczył przedstawiciel resortu.
Wieczorem zmienił zdanie, o czym doniosła gazeta internetowa "Ukrainska Prawda". - Milicja nie posiada informacji, że działały tam służby specjalne - powiedział w rozmowie z tym portalem Poliszczuk.
- Powiedziałem, że porwanie człowieka jest przestępstwem, a następnego dnia Razwozżajew został pokazany w telewizji w towarzystwie rosyjskich funkcjonariuszy. Wyciągnęli z tego wniosek (dziennikarze), że milicja oświadcza, iż Razwozżajewa zatrzymały służby specjalne - wyjaśnił "Ukrainskiej Prawdzie". - My jednak nie możemy tak mówić. Milicja może informować tylko o sprawdzonych faktach - powiedział Poliszczuk.
Ścigany za spisek
Razwozżajew - aktywista radykalnego rosyjskiego Frontu Lewicy - został uprowadzony w ub. piątek po opuszczeniu kijowskiego biura Wysokiego Komisarza ONZ ds. Uchodźców. (UNHCR), gdzie dowiadywał się o możliwość uzyskania azylu. W niedzielę w Moskwie sąd nakazał aresztowanie go na dwa miesiące, we wtorek postawiono mu zarzut "przygotowywania masowych rozruchów".
W związku z uprowadzeniem opozycjonisty zaniepokojenie wyraził Urząd Wysokiego Komisarza ONZ ds. Uchodźców (UNHCR). Ostrzegł on, że za wydanie Rosji Razwozżajewa Ukraina może być pociągnięta do odpowiedzialności za "rażące naruszenie prawa wewnętrznego i międzynarodowego". MSZ Ukrainy odmówiło we wtorek komentowania tej sprawy.
Porwanie, tortury, groźby
Umieszczony w Lefortowie Razwozżajew odpowiadał we wtorek - w obecności funkcjonariuszy tego aresztu śledczego w Moskwie - na pytania członków społecznej komisji, w której skład wchodziła dziennikarka tygodnika "Nowoje Wriemia".Pismo zmieściło w środę relację aresztowanego; wynika z niej, że porwany w Kijowie opozycjonista został przewieziony ze skrępowanymi taśmą nogami i zasłoniętymi oczami do granicy, gdzie przesadzono go z jednego mikrobusu do drugiego, którym dowieziono go do jakiejś piwnicy w zrujnowanym domu. Tam przebywał przez trzy dni w kapturze na głowie, kajdankach, bez picia, jedzenia i możliwości skorzystania z toalety.Tam też, według Razwozżajewa, domagano się od niego zeznań; straszono go, że jeśli nie odpowie na pytania, to zginą jego dzieci i żona. Przesłuchujący go, jak powiedział Razwozżajew, wiedzieli, że ma 8-letnią córkę, 16-letniego syna i gdzie pracuje jego żona. Straszono go też wstrzyknięciem "serum prawdy", po którym zostanie niepełnosprawny.Opozycjonista twierdzi, że pod presją podpisał przyznanie się do winy, które musiał przeczytać do kamery.
Śledczy: Sam się zgłosił
Komitet Śledczy FR w poniedziałek po południu potwierdził fakt aresztowania opozycjonisty. Rzecznik Komitetu Władimir Markin oświadczył, że Razwozżajew "sam zwrócił się do Komitetu Śledczego FR i wyraził gotowość przyznania się do winy".
Razwozżajew był ścigany pod zarzutem podjęcia przygotowań do organizacji w Rosji masowych rozruchów. Dochodzenie w tej sprawie Komitet Śledczy FR wszczął w ubiegłą środę. Podejrzanymi są też m.in. koordynator Frontu Lewicy Siergiej Udalcow i jego bliski współpracownik Konstantin Lebiediew. Ten drugi już w czwartek został aresztowany na dwa miesiące. Natomiast Udalcowowi śledczy zakazali opuszczania Moskwy.Razwozżajew jest asystentem deputowanego do Dumy Państwowej, niższej izby rosyjskiego parlamentu, z lewicowej partii Sprawiedliwa Rosja Ilii Ponomariowa. Ponomariow napisał na swym blogu, że sprawa Razwozżajewa "przekracza granice pojmowania". Potępił "prawdziwy terror" wobec opozycjonistów.
Autor: //gak,mtom / Źródło: PAP
Źródło zdjęcia głównego: RIA Novosti Archive/Andrey Stenin/CC BY-SA 3.0