Ludzie wiedzą, że Chersoń to Ukraina. To jest nasza ojczyzna i będziemy jej bronić - mówił mieszkaniec Chersonia Andrzej Szaraburak. Chersoń na południu Ukrainy to jedyne większe miasto, które od początku inwazji udało się zająć rosyjskim siłom. O życiu w okupowanym mieście, braku żywności i antyrosyjskich protestach z Szaraburakiem rozmawiała Arleta Zalewska. To kolejna rozmowa z cyklu "Ukraina walczy - cywile".
W kolejnej odsłonie cyklu "Ukraina walczy - cywile", Arleta Zalewska rozmawiała z Andrzejem Szaraburakiem, przedsiębiorcą i tłumaczem języka polskiego, mieszkańcem Chersonia, miasta na południu Ukrainy, które okupują Rosjanie. Żołnierze Władimira Putina weszli tam pierwszego marca. Minął miesiąc, odkąd mieszkańcy zostali odcięci od reszty Ukrainy.
Pytany o to, jak wygląda sytuacja w mieście, Szaraburak odparł: "nie powiem, że dobrze". - Kończy się gotówka, gotówki prawie nie mamy w bankomatach, bo jej oczywiście nie przywożą. Nie mamy połączenia z Ukrainą. Nikt nie może wyjechać, ani wjechać - tłumaczył.
- Już niedaleko Chersonia mamy walki. Słychać bardzo dobrze wybuchy. Mniej więcej dwa-trzy kilometry od Chersonia - dodał.
Problemem jest także praca w okupowanym mieście. - Mam firmę, która zajmowała się rekrutacją. Studenci podejmowali studia przy mojej pomocy na polskich uczelniach. Prowadziłem kurs języka polskiego. Oczywiście w czasie wojny nikomu nie jest to potrzebne - przyznał. Zaznaczył jednak, że w kwietniu udało mu się nawiązać współpracę z polska firmą.
- Do tego czasu pomagaliśmy rodzicom, którzy prowadzą sklep. Dlatego bardzo dobrze wiem, jak wygląda sytuacja z żywnością u nas w Chersoniu. (…) Nie mamy soli, nie mamy cukru. To bardzo ciężko znaleźć w Chersoniu. Prawie nie mamy mąki. Mamy chleb, chleb przywożą co dnia - powiedział.
"Ludzie wiedzą, że Chersoń to Ukraina"
Na ulicach Chersonia cały czas stacjonują rosyjscy żołnierze. - Najczęściej są agresywnie nastawieni. Często sprawdzają, co mamy w komórkach. Sprawdzają samochody, pytają, gdzie jedziemy, co robimy, sprawdzają bagażniki - mówił Szaraburak.
Rosjanie dostarczają do miasta pomoc humanitarną. - Tutaj w Chersoniu mamy tylko rosyjską pomoc humanitarną. Nie dają wprowadzić z terenów Ukrainy pomocy humanitarnej, z Europy. Pierwsze dni nikt nie chciał brać tej pomocy humanitarnej. Oczywiście później zaczęli odbierać niektórzy tę pomoc, bo naprawdę nie mają już co jeść. Niektórzy nie mają pieniędzy - zaznaczył.
Jak mówił rozmówca "Faktów" TVN, w Chersoniu każdego dnia obywają się demonstracje, które Rosjanie próbują siłowo rozpędzać. - Ludzie wiedzą, że Chersoń to Ukraina. To jest nasza ojczyzna i będziemy bronić naszej ojczyzny. Nawet nie rozumiemy, jak to może być Rosja. To nigdy nie była Rosja i nie może być Rosją - powiedział.
- Ludzie są zmęczeni. Życie wraca, takie jak było przed wojną, ale coś robimy, by coś robić i nie myśleć o tej wojnie - wskazał. Zwrócił uwagę, że w telewizji nadawane są tylko prorosyjskie programy. - Propaganda jest tak mocna, że nie da się obejrzeć nawet jednej minuty - dodał.
"To nie jest Rosja, żeby płacić rublami"
Pytany o to, czego najbardziej się obawia, Andrzej Szaraburak powiedział, że "boimy się, że zaczną wypłacać emerytury i pensje w rublach". - Podobno chcieli robić tak od 3 kwietnia. (…) W Chersoniu nie damy tego zrobić. To nie jest Rosja, żeby płacić rublami. Nie rozumiem, jak te papierki mogą tutaj przyjść - zaznaczył.
Rozmówca Arlety Zalewskiej przyznał, że tęskni "za wszystkim, co mieliśmy wcześniej". - Trochę przyzwyczailiśmy się do innego życia, ale za wszystkim tym tęsknimy, bo chodziliśmy do barów, do restauracji, jeździliśmy do różnych miast przed wojną. Przed Bożym Narodzeniem byliśmy w Krakowie, ale mamy to, co mamy teraz. Tęsknimy za tym wszystkim - mówił.
Nadzieją dla mieszkańców Chersonia są żołnierze ukraińscy, którzy - jak mówił Szaraburak - "już są niedaleko, już to słyszymy". - Mamy nadzieję, że szybko wyzwolą Chersoń - dodał.
OGLĄDAJ TVN24 W INTERNECIE W TVN24 GO
Źródło: "Fakty" TVN
Źródło zdjęcia głównego: spravdi.gov.ua