W nocy z soboty na niedzielę doszło do rosyjskiego ataku na hotel w Kramatorsku na wschodzie Ukrainy. Rannych zostało czterech dziennikarzy agencji Reuters. Piąty znalazł się pod gruzami i ratownicy próbują do niego dotrzeć. Wśród poszkodowanych jest też polska wolontariuszka i dziennikarka Monika Andruszewska, która jechała przez miasto w chwili ataku. O przebiegu ostrzału opowiedziała w rozmowie z TVN24.
"W nocy Rosjanie uderzyli w Kramatorsk. Kolejnym celem w mieście stał się hotel" - przekazał szef władz obwodu donieckiego Wadym Fiłaszkin na Telegramie. Jak poinformował, ranni zostali czterej dziennikarze agencji Reuters, którzy mieszkali w hotelu. Pochodzili z Łotwy, Ukrainy, Stanów Zjednoczonych i Niemiec. Piąty dziennikarz, obywatel Wielkiej Brytanii, znajduje się pod gruzami hotelu i służby ratunkowe usiłują do niego dotrzeć
Przez południem Reuters potwierdził, że ranni i poszukiwany to dziennikarze tej agencji. W hotelu Sapphire zatrzymała się sześcioosobowa ekipa Reutersa.
Prokuratura Generalna Ukrainy podała, że do ataku doszło o godz. 22.35 czasu lokalnego (godz. 21.35 w Polsce) w sobotę, a siły rosyjskie zaatakowały prawdopodobnie rakietą Iskander-M.
Pierwsza krew za Ukrainę
Wśród rannych jest też polska wolontariuszka i dziennikarka Monika Andruszewska.
"Moja pierwsza osobista krew przelana za Ukrainę - akurat w Dzień Niepodległości" - napisała w mediach społecznościowych. "Po 10 latach wojny. Iskander tuż obok. Trochę pocięło mi tatuaż na prawej ręce, gdzie mam namalowane chabry przeplatane z kłosem zboża, nieprzypadkowo w kolorach ukraińskiej flagi" - czytamy.
Do wpisu Andruszewska załączyła dwa zdjęcia: zniszczonego samochodu i siebie z zakrwawioną ręką.
"To jest zdjęcie osoby, która po prostu jechała wieczorem przez Kramatorsk, i drugie, ilustrujące wnętrze jej samochodu. Tak może wyglądać każda możliwa osoba, w dowolnym miejscu Ukrainy, gdzie Rosjanie akurat postanowią uderzyć rakietą. Nie po linii frontu - po prostu po mieście w obwodzie donieckim, gdzie na przekór ludobójczym działaniom Rosji, wciąż trwa życie, pracują kawiarnie, salony piękności, dzieci bawią się na placach zabaw. Po prostu jedziesz po mieście. Po prostu żyjesz. Po prostu oddychasz. Rosjanom to wystarczy, by próbować cię zabić i walnąć Iskanderem tuż obok drogi, którą akurat jedziesz autem, zresztą po obiekcie cywilnym znajdującym się ze 20 metrów dalej" - relacjonowała.
"Skaleczenia opatrzę, to drobnostki. Tatuaż poprawię. Wyciągnę szkło z włosów i ręki. Auto trudno, wstawi się nowe szyby, w końcu nie pierwszy raz" - dodała. Napisała, że dalej będzie pomagać Siłom Zbrojnym Ukrainy.
Z panią Moniką skontaktował się reporter TVN24 Tomasz Pupiec. Kobieta relacjonowała, że przejeżdżała akurat samochodem w pobliżu hotelu, gdy w budynek uderzyła rosyjska rakieta. Jak dodała, razem z nią podróżowała jej koleżanka, ukraińska wolontariuszka.
- Jechałyśmy wieczorem po przekazaniu pomocy przez miasto, koło 22:10 ukraińskiego czasu i przejeżdżałyśmy obok hotelu Safir, w którym bardzo często zatrzymują się wolontariusze i międzynarodowi dziennikarze - mówiła Andruszewska.
Powiedziała, że jej towarzyszka również została pokaleczona i otumaniona wybuchem. - To są drobne obrażenia. Samochód jest zniszczony, my jesteśmy pokaleczone. Miałyśmy bardzo dużo szczęścia - przyznała.
W jej ocenie Rosjanie celowo uderzyli w hotel. - To kolejne działanie Rosji mające na celu zastraszenie opinii publicznej i dziennikarzy, żeby nie przyjeżdżali do Donbasu, żeby nie relacjonowali wojny w Ukrainie i rosyjskich zbrodni - stwierdziła.
Jak napisała "Gazeta Wyborcza", Andruszewska relacjonuje wojnę w Ukrainie od 2014 roku.
"Pisała między innymi dla 'Tygodnika Powszechnego'. Po agresji Rosji w 2022 r. jej relacje można przeczytać wyłącznie na Facebooku, natomiast ona sama zajmuje się dokumentowaniem przestępstw wojennych Rosji na terytorium Ukrainy oraz pomocą dla ukraińskiej armii. W marcu 2022 roku uratowała 30 uciekinierów z Irpienia, którzy znaleźli się pod ostrzałem. Pracuje w Centrum Dokumentowania Zbrodni Rosyjskich w Ukrainie im. Rafała Lemkina przy Instytucie Pileckiego" - czytamy.
Kramatorsk to największe miasto Donbasu znajdujące się pod kontrolą sił ukraińskich odpierających ataki okupantów. Leży około 20 km na zachód od linii frontu. Fiłaszkin podał w osobnym komunikacie na Telegramie, że w ciągu ostatniej doby w obwodzie donieckim zginęło siedem osób: pięć w Konstantynówce, a po jednej w mieście Toreck i we wsi Kotłyne. 15 osób doznało obrażeń.
Źródło: tvn24.pl, PAP, TVN24
Źródło zdjęcia głównego: Monika Andruszewska/Facebook