"Tradycyjnie apolityczne środowisko hakerskie" w Stanach Zjednoczonych w tym wyborach zagłosuje na Hillary Clinton - pisze w poniedziałek korespondent BBC. Odwiedził największą na świecie hakerską konferencję w Las Vegas. Wszystko z powodu komentarzy Trumpa w sprawie kradzieży maili demokratów i tropu prowadzącego na Kreml.
W ostatnich dniach lipca za oceanem wybuchł skandal. Tuż przed konwencją demokratów, na której Hillary Clinton została oficjalnie przedstawiona jako kandydatka na prezydenta, portal WikiLeaks ujawnił maile jej sztabu wyborczego. Ich treść doprowadziła do napięć w partii. Demokraci oskarżyli o kradzież korespondencji Kreml, a szybkie śledztwo FBI wskazało, że złodzieje najprawdopodobniej są powiązani z Moskwą i działali na zlecenie otoczenia Władimira Putina.
Boją się Trumpa, lepsza Clinton
27 lipca, dzień po ujawnieniu sprawy, oliwy do ognia dolał Donald Trump. Kandydat republikanów stwierdził, że atak - nawet ze strony Rosji - mu nie przeszkadza. - Mam nadzieję, że Rosja będzie w stanie znaleźć 30 tys. brakujących maili - powiedział, odnosząc się do nawyku Clinton, która jako sekretarz stanu wysyłała wiadomości zawierające prawdopodobnie tajemnice państwowe z prywatnej skrzynki.
W czasie największej na świecie, dorocznej konferencji hakerskiej odbywającej się w Las Vegas, ten temat wywołał szeroką debatę. Jak pisze BBC, środowisko, które przez amerykańskie (i nie tylko) służby uznawane jest za bardzo niebezpieczne, jednomyślnie potępiło wypowiedzi Trumpa.
W czasie debaty hakerzy przyjrzeli się poglądom na internet obojga kandydatów. W przypadku Trumpa nie znaleźli żadnych wypowiedzi dot. wolności w sieci. Dokładniej: co Trump myśli o internecie, tego nie wie nikt.
Zebrani podkreślili natomiast z uznaniem, że Clinton jako sekretarz stanu próbowała przez lata dbać o to, by Waszyngton wywierał wpływ na państwa ograniczające wolności obywatelskie, starając się wpływać na kształt prawa telekomunikacyjnego. Amerykanom zależy na tym, by - przynajmniej poza granicami USA - wolność w internecie była powszechna.
Dla hakerów ta przestrzeń jest najistotniejsza, bo ich zdaniem pozwala na rozwijanie się kanałów komunikacji w społeczeństwach, w których nierzadko władzę sprawują dyktatorzy.
Hakerzy proponują: kartka i długopis
Po ostatnim skandalu, komentarzach Trumpa i ewentualnym zaangażowaniu w to rosyjskich agentów, za oceanem rośnie zaniepokojenie związane z możliwością manipulowania wynikami wyborów prezydenckich.
Hakerzy zwrócili też uwagę na to, że system głosowania w wyborach prezydenckich w USA za pomocą maszyn jest w wielu stanach nieszczelny. Kupując niewielkie urządzenie elektroniczne za cenę zaledwie 10 dol., można - po oddaniu głosu za pomocą działającej teoretycznie tylko raz własnej karty - zrestartować ją i użyć wielokrotnie, fałszując w ten sposób wynik wyborów.
Hakerzy wpadli na lepszy pomysł, pozwalający na wyeliminowanie niepożądanych działań w sieci ze strony tych, którzy chcieliby sfałszować wyniki - pisze BBC.
To kartka papieru i długopis.
Autor: adso//rzw / Źródło: BBC