W obliczu takich zagrożeń jak nacjonalizm, ekonomiczny populizm i nowa prężąca muskuły Ameryka Donalda Trumpa, Unia Europejska będzie na tyle silna, na ile sama zdecyduje - tłumaczy wiceszef KE Frans Timmermans w opublikowanym w czwartek wywiadzie dla "Financial Times".
Według Timmermansa, Unia powinna pokonać własne słabości, a nie pozwalać, aby to Waszyngton dyktował jej kurs. Zdaniem wiceszefa KE "tylko wewnętrzne podziały" mogą osłabić Europę, a Wspólnota powinna "zająć się własnymi interesami" niezależnie od podejścia, jakie wybiorą USA podczas prezydentury Trumpa.
"Amerykanie tylko na to czekają"
"Silna Europa zawsze była postrzegana jako coś, co było w strategicznym interesie USA. Teraz prezydent wydaje się mieć inną wizję. Musimy tylko poczekać, czy naprawdę będzie to miało polityczne implikacje" - powiedział Timmermans.
"Jedyne, co może nas osłabić, to podziały w Europie. (...) Dodatkowym wyzwaniem jest to, że Amerykanie tylko na to czekają. Czekają na to, ale to nie oni o tym decydują. Tylko my o tym decydujemy. Jesteśmy na tyle silni, na ile sami postanowimy. Jestem o tym stanowczo przekonany" - dodał. "FT" przypomina, że sceptycyzm, jakim wykazuje się Trump, stał się w 2016 roku kolejnym, po referendum w sprawie Brexitu, problemem UE. Ponadto w tym roku skrajnie prawicowe partie niechętne Unii mają szanse na dobre wyniki w wyborach w Holandii, Francji i Niemczech.
Jak "wypicie butelki wódki"
Timmermans nazywa nieskrępowany nacjonalizm chwilowym pocieszeniem i przyrównuje go do "wypicia butelki wódki i lepszego samopoczucia przez ok. dwie godziny" zanim pojawi się ból głowy.
Wiceszef KE uważa, że próby przekonywania ludzi, iż się ich broni, biorąc za cel kozły ofiarne, takie jak "muzułmanie, Żydzi, geje", to "stara pułapka" w Europie. Tłumaczył, że natychmiastowe potrzeby UE koncentrują się wokół wspólnego bezpieczeństwa, trwających od dawna zmagań, by pobudzić wzrost gospodarczy, a także kryzysu migracyjnego i uchodźczego. Tych wyzwań nie da się pokonać ani za pomocą protekcjonizmu głoszonego przez Trumpa, ani federalistycznego skoku naprzód, do którego dążą niektórzy w Brukseli - uważa Timmermans. - Protekcjonizm nie sprawi, że się wzbogacisz. Nie przywróci miejsc pracy w krajach, które wybiorą protekcjonizm - ocenił wiceszef KE. Przyrównał protekcjonizm z lat 30. XX wieku do średniowiecznej praktyki upuszczania krwi.
"Więcej traktatów" to nie odpowiedź
Timmermans nie zgadza się też z tym, że odpowiedzią na liczne bolączki Unii są "nowe struktury" i "więcej traktatów".
- Nie jestem pewien, czy na tym etapie byłaby to dobra odpowiedź, bo można zachęcać ludzi, by marzyli o lepszej przyszłości tylko wtedy, gdy jest się przynajmniej wiarygodnym w sprawie swej zdolności do rozwiązania niektórych dzisiejszych problemów - stwierdził.
Pytany o możliwość zniesienia amerykańskich sankcji wobec Rosji przez Trumpa, Timmermans podkreślił, że UE powinna "dbać o własne interesy" w sprawie własnych restrykcji.
- Będzie to omawiane z krajami członkowskimi i mam nadzieję, że będą też konsultacje z Amerykanami. Jednak w przeszłości okazywało się, że nie zawsze zgadzamy się z Amerykanami w tych sprawach - zauważył.
Spór z polskim rządem
Brytyjski dziennik przypomina również, że Timmermans jest w ostrym sporze z Polską w sprawie politycznego przejęcia przez rząd Trybunału Konstytucyjnego. Wiceszef KE postrzega to jako fundamentalne złamanie podstawowych demokratycznych zasad i uważa, że te działania mają skutki dla wspólnego rynku UE. - Rynek wewnętrzny do odpowiedniego funkcjonowania potrzebuje funkcjonującego niezależnego wymiaru sprawiedliwości - powiedział.
- Jeśli są wątpliwości co do tego, czy krajowy sędzia jest niezależny od nacisków politycznych ze strony rządu, to cały system staje się zagrożony i rynek wewnętrzny nie może już funkcjonować w taki sposób, w jaki powinien funkcjonować - dodał.
Autor: kg/adso / Źródło: PAP
Źródło zdjęcia głównego: PAP/EPA