Amerykański dziennikarz Terry Anderson, który w 1985 roku został porwany i przez prawie siedem lat więziony w Libanie, zmarł w wieku 76 lat. O jego śmierci poinformowała córka.
Terry Anderson zmarł w niedzielę w swoim domu w Greenwood Lake w stanie Nowy Jork - poinformowała jego córka Sulome Anderson w oświadczeniu. "Choć życie mojego ojca było naznaczone ekstremalnym cierpieniem w czasie, gdy był w niewoli, w ostatnich latach odnalazł ciszę i spokój" - przekazała.
Terry Anderson miał 76 lat. Nie podano dokładnej przyczyny śmierci, wiadomo jednak, że niedawno przeszedł operację serca. "Wiem, że wolałby zostać zapamiętany nie poprzez swoje najgorsze doświadczenia, ale dzięki działalności humanitarnej dla Vietnam Children's Fund, Komitetu Ochrony Dziennikarzy, bezdomnych weteranów i wielu innych" - dodała córka dziennikarza.
Terry Anderson nie żyje
Anderson był amerykańskim dziennikarzem i korespondentem The Associated Press w USA, Japonii, RPA i Libanie. W 1982 roku, po izraelskiej inwazji na Liban, Anderson wyjechał do tego kraju i przez trzy lata zajmował się tematem libańskiej wojny domowej.
16 marca 1985 roku rano, gdy wracał do domu po grze w tenisa, został porwany przez uzbrojoną grupę na ulicy w Bejrucie. Trzech mężczyzn wyskoczyło z samochodu w kolorze zielonym, z zasłonami na tylnej szybie i wciągnęło go do środka. Do uprowadzenia przyznał się Islamski Dżihad, który domagał się uwolnienia szyickich muzułmanów więzionych w Kuwejcie za ataki bombowe na ambasady USA i Francji w tym kraju.
W czasie niewoli Anderson przetrzymywany był w ciemnych celach, ze skutymi kajdanami rękoma i nogami, z zawiązanymi oczami, śpiąc często na cienkim, brudnym materacu na betonowej podłodze. W swojej autobiografii pisał, że był regularnie przewożony do różnych miejsc prawdopodobnie na terenie kraju. Już w czasie, gdy był zakładnikiem, trzy miesiące po porwaniu urodziła się jego córka Sulome, którą pierwszy raz zobaczył dopiero, gdy miała sześć lat. Również w tym czasie na raka zmarli jego ojciec i brat. Uwolniono go dopiero w 1991 roku, gdy skończyła się wojna domowa.
Zaraz po uwolnieniu dziennikarz podkreślał, że tym, co mu pomagało w czasie niewoli, byli inni ludzie, którzy mu towarzyszyli, a także wiara i upór. - Po prostu robisz to, co musisz. Budzisz się każdego dnia i zbierasz skądś energię, nawet jeśli myślisz, że jej nie masz. I udaje ci się przetrwać cały dzień. Robisz to dzień po dniu - mówił.
Po wyjściu na wolność prowadził zajęcia z dziennikarstwa na Uniwersytecie Columbia w Nowym Jorku oraz na uniwersytetach w Ohio, Kentucky i na Florydzie. Bez powodzenia ubiegał się o mandat senatora stanu Ohio w 2004 roku.
Źródło: CNN, Reuters