Egipt w zasadzie jest jedynym państwem arabskim, które utrzymuje kontakty z Izraelem. Ale wybór nowego szefa izraelskiej dyplomacji jest zgrzytem w poprawnych do tej pory stosunkach Tel Awiw - Kair.
Avigdor Lieberman, bo o nim mowa, jest bowiem politykiem przez swoje radykalnie prawicowe poglądy budzącym niezwykłe emocje nie tylko wśród Arabów, ale nawet Żydów. Egipcjanom dopiekł jednak szczególnie.
Jesienią ubiegłego roku Lieberman - szef skrajnie prawicowej partii "Nasz Dom Izrael" - wprowadził w furię Kair oświadczając, że jeśli tamtejszy prezydent Hosni Mubarak nie chce złożyć wizyty w Izraelu, to może sobie "iść do diabła". Wspomniał wtedy także o ewentualności zbombardowania Tamy Asuańskiej na Nilu w przypadku hipotetycznej wojny z Egiptem.
Po wyborach Lieberman łagodnieje
Po objęciu funkcji szefa MSZ Lieberman złagodził jednak swoją retorykę wobec Kairu, który był ważnym mediatorem w rokowaniach Izraela z Palestyńczykami, w szczególności z rządzącym w Strefie Gazy Hamasem.
Lieberman zadeklarował nawet chęć złożenia tam wizyty. Zarazem wzbudził jednak kontrowersje twierdząc, że Izraela nie obowiązują ustalenia z Annapolis z 2007 roku, dotyczące powstania państwa palestyńskiego.
Wszyscy tylko nie on
Dlatego też w odpowiedzi na całokształt działalności minister spraw zagranicznych Egiptu Ahmed Abul Gheit oświadczył, że nie zamierza utrzymywać kontaktów z Liebermanem. - Zajmiemy się każdą propozycją izraelskiego rządu, lecz nie za pośrednictwem tamtejszego ministra spraw zagranicznych - powiedział egipski minister.
Izrael jeszcze nie zaregował.
Źródło: PAP
Źródło zdjęcia głównego: TVN24