Telefon do redakcji, moskiewski akcent. Ktoś chciał wrobić Poroszenkę


Dziennik "New York Times" opisuje w czwartek nieudaną mistyfikację, której stał się uczestnikiem, gdy osoba podszywająca się pod prezydenta Ukrainy Petra Poroszenkę wysłała do redakcji nowojorskiej gazety list w sprawie nieprzychylnego artykułu.

W liście, który był napisany na oficjalnym papierze z nagłówkiem "Prezydent Ukrainy" i adresowany do redaktora naczelnego Deana Baqueta, "Poroszenko" odniósł się do komentarza redakcyjnego, w którym zarzucono mu, że nie wywiązuje się z obietnic dotyczących walki z korupcją.

Nadawca prosił o rozmowę, by przekonać dziennikarzy "NYT", że "opinie zamieszczone w artykule są bez pokrycia".

Kuriozalna rozmowa

Podczas rozmowy "mężczyzna przedstawiony jako Poroszenko był cały czas na drugim planie, nie słyszeliśmy go wyraźnie, bo dominował głos tłumacza" - powiedziała obecna przy tym dziennikarka Carol Giacomo.

Osoba podająca się za tłumacza powiedziała, że Poroszenko, którego nazwisko wypłynęło wcześniej w związku z aferą "Panama Papers", zgromadził 500 mln dolarów na kontach w rajach podatkowych i nie chce sprowadzić tych pieniędzy do kraju, częściowo po to, by uniknąć ich opodatkowania.

Rozmowa - pisze "NYT" - wydała się redakcji tak kuriozalna, że zamiast opublikować relację, gazeta wszczęła własne śledztwo.

Zauważono, że rozmówcy dziennika mówili po rosyjsku, co w przypadku oficjalnych kontaktów z wysokimi rangą urzędnikami ukraińskimi jest już dziś nietypowe. Szybkie wyszukiwanie w Google Images pozwoliło ustalić, że w internecie jest zdjęcie podpisu Poroszenki bliźniaczo podobne do tego, jakim opatrzono list do "NYT". Zwrócono też uwagę, że rzekomy przedstawiciel prasowy prezydenta Ukrainy pisał ze zwykłego konta Gmail. Wątpliwości wzbudziła ponadto sama obecność tłumacza, bo Poroszenko mówi płynnie po angielsku i wielokrotnie udzielał wywiadów w tym języku.

"Cała sprawa to mistyfikacja"

Dziennikarz "NYT" Andrew Kramer zadzwonił pod numer zamieszczony w mailu. Odebrał mężczyzna podający się za niejakiego Siergieja Pamfiłowa. Po naciskach Kramera mówiący z wyraźnym moskiewskim akcentem Pamfiłow przyznał, że "cała sprawa to mistyfikacja".

- Powiedział, że kancelarii Poroszenki nie spodobał się artykuł (o braku postępów w walce z korupcją - red.), z tego powodu chciano zdyskredytować "New York Timesa" i w tym celu zatrudniono jego - powiedział Kramer.

Tymczasem prawdziwe biuro prasowe Poroszenki, do którego gazeta zadzwoniła pod inny numer, zaprzeczyło, jakoby miało coś wspólnego z zajściem. "To próba zaszkodzenia reputacji zarówno 'New York Timesa', jak i prezydenta Poroszenki" - napisał w mailu przedstawiciel biura Jarema Duch. Jego zdaniem autorzy "żartu" są "w jakiś sposób powiązani z rosyjskimi władzami i działali na ich rozkazy". Inny przedstawiciel biura prasowego na Facebooku całe zajście przypisał rosyjskim siłom specjalnym.

"New York Times" nie zdołał uzyskać komentarza od władz Rosji.

Autor: //gak / Źródło: PAP

Tagi:
Raporty: