Tłumy uczciły pamięć zmarłego władcy. "Król zawsze dbał o szczęście ludzi, bez króla byłby chaos"

Źródło:
Reuters

Tysiące ludzi zgromadziło się w sobotę na placu w Bangkoku, by uczcić dzień urodzin zmarłego cztery lata temu króla Tajlandii Bhumibola Adulyadeja, znanego jako Rama IX. Był on najdłużej panującym monarchą na świecie. Ceremonia była jednym z największych pokazów poparcia dla władzy ze strony rojalistów od czasu nasilenia antyrządowych protestów w lipcu.

Ceremonii, która odbyła się przed Wielkim Pałacem w Bangkoku, przewodził obecny król, syn Ramy IX, Maha Vajiralongkorn. Monarcha oddał hołd ojcu, symbolicznie zapalając świecę na jego cześć. W uroczystości udział wzięło tysiące lojalistów monarchii, ubranych w królewski kolor - żółty - i trzymających flagi Tajlandii.

Król Bhumibol Adulyadej zmarł w 2016 roku w wieku 88 lat. Na tronie zasiadał od 1946 roku. W Tajlandii cieszył się statusem półboga. Był przedstawiany jako dobroczyńca, ojciec narodu, gwarant stabilności i nieodłączny element tajskiej tożsamości. Jego portrety są wszechobecne - wiszą w domach, urzędach, szkołach. Ten kult nasilił się po śmierci władcy.

- Król zawsze dbał o szczęście ludzi, bez króla byłby chaos - powiedział Agencji Reutera 65-letni Wanchote Kunprasert, który przyszedł na plac w Bangkoku, by uczcić urodziny ukochanego władcy. Jak podkreślił mężczyzna, trzymający portret króla Bhumibola, szacunek dla monarchii jest głęboko zakorzeniony w kulturze Tajlandii. Skrytykował trwające w kraju protesty wzywające do jej reformy. - Monarchia jest z nami od wieków, nie można tego zmienić zaledwie kilkoma miesiącami protestów - powiedziała inna uczestniczka uroczystości, 63-letnia Sirinan Jungwatmunee.

Jego syn cieszy się dużo mniejszym uwielbieniem niż Rama IX. Sobotnia ceremonia była jednym z największych pokazów poparcia dla rojalistów od czasu nasilenia antyrządowych protestów w lipcu.

Protesty trwają od połowy lipca

Zapoczątkowane przez organizacje studenckie prodemokratyczne protesty trwają w Tajlandii od połowy lipca, lecz nasiliły się w połowie października. Ich uczestnicy żądają ustąpienia blisko związanego z armią rządu, przeprowadzenia nowych wyborów oraz reform politycznych, w tym ograniczenia roli króla i złagodzenia przepisów o obrazie majestatu. Obecnie za tę "zbrodnię" orzekane są kary sięgające 30 lat więzienia.

Protestujący podkreślają także konieczność zmian w konstytucji, w tym procedury wyboru premiera, którego obecnie nominuje junta, de facto rządząca Tajlandią.

Ustrój demokratyczny panuje w Tajlandii od 1932 roku, kiedy obalono monarchię absolutną, lecz dziedziczny władca pozostaje niezwykle wpływowy. Kluczową rolę w rządzeniu krajem odgrywają pozostający w sojuszu z tronem wojskowi, którzy od 1932 roku dokonali kilkunastu udanych zamachów stanu. Obecny szef rządu, generał Prayuth Chan-ocha, przejął władzę na drodze wojskowego przewrotu w 2014 roku. Po pięciu latach rządów armii kierowana przez niego partia wygrała częściowo wolne wybory, zorganizowane na podstawie napisanej przez siebie konstytucji.

Autorka/Autor:momo//rzw

Źródło: Reuters