To jedna z najbardziej wstrząsających afer korupcyjnych w historii Europy. Historię procederu w filmie "Skradzione dzieci" opowiadają reżyserki Martyna Wojciechowska i Jowita Baraniecka. Reportaż będzie miał premierę w najbliższy piątek 12 grudnia na platformie HBO Max.
Martyna Wojciechowska była w sobotę gościnią poranka w TVN24. Towarzyszyła jej gruzińska dziennikarka śledcza Tamuna Museridze, która nagłośniła sprawę zaginionych gruzińskich dzieci.
Puste trumny
- Uważam, że tych skradzionych dzieci jest o wiele więcej - powiedziała Museridze. Podkreśliła, że 100 tysięcy to "liczba matek, które poszukują dzieci, ale są też kobiety, które zwyczajnie nie wierzą w to, że ich dzieci zostały skradzione oraz takie, które rodziły dzieci i nikt nie wiedział, co się z nimi stało".
- Teraz dopiero po naszym dochodzeniu coraz więcej matek zaczyna otwierać trumny. I te trumny są puste - mówiła dziennikarka.
Urwany trop
Wojciechowska zwróciła uwagę, że proceder trwał przez wiele lat, od czasów komunistycznych do początku XXI wieku. - Ostatnie przypadki, o których wiemy, to jest 2005-2006 rok. Ale tak naprawdę nie wiemy, czy nie ma tych matek znacznie więcej - zaznaczyła.
Jak wyjaśniła, "model działania był taki, że kobieta rodziła dziecko i z reguły po trzech dniach dostawała informację, że dziecko zmarło, choć wcześniej wszystko było okej i że zostało pochowane na cmentarzu przyszpitalnym". - I tu trop się urywa. Dzieci natomiast miały fałszowane dokumenty, akty urodzenia. Dlatego dzisiaj jest bardzo trudno dojść do tego, co się z nimi stało - podkreśliła Wojciechowska.
Jak mówiła, skradzione gruzińskie dzieci były sprzedawane na terenie Gruzji, ale także na terenie całej Europy i świata, w tym w Stanach Zjednoczonych i Kanadzie, gdzie były nielegalnie adoptowane. - Rodzice adopcyjni dostawali informację, że mają zapłacić łapówkę, żeby przyspieszyć procedurę, co w czasach komunistycznych w Gruzji nie było niczym szczególnym. Ale nie wiedzieli, że to dziecko zostanie ukradzione i że kupują tak naprawdę dziecko na czarnym rynku - opisała dziennikarka.
Zaznaczyła, że "zarabiali na tym wszyscy: lekarze, pielęgniarki, kierowcy, prawnicy, osoby na wysokim szczeblu". - Większość z nich nadal żyje, niektórzy są na wysokich pozycjach w rządzie - dodała Museridze.
Wojciechowska: ten film może spowodować lawinę
Martyna Wojciechowska stwierdziła, że film, który ujawnia skalę procederu "może spowodować lawinę, której dzisiaj nie jesteśmy w stanie przewidzieć".
- Bo osoby, które mieszkają w Stanach Zjednoczonych, czy Kanadzie, a wiemy, że tam jest sporo dzieci, które zostały nielegalnie adoptowane, mogą po emisji tego filmu zacząć szukać - stwierdziła.
Wskazała, że dzięki działalności Tamuny Museridze odnalazło się już 1200 rodzin. - I to jest dopiero początek historii - zaznaczyła.
Autorka/Autor: momo/lulu
Źródło: TVN24
Źródło zdjęcia głównego: TVN24